Za oknem słyszysz wołanie syreny alarmowej. Doskonale wiesz co to oznacza – atak nuklearny! Teraz przed tobą została minuta na zebranie wszystkiego co w życiu jest ci najcenniejsze oraz co może przydać się po apokalipsie atomowej. Czy zdecydujesz się zabrać całą rodzinę? Czy może samolubnie zabierzesz tylko jedzenie i strzelbę? A zegar tyka!
60 Seconds! to gra polskiego studia Robot Gentelman. W dość humorystyczny sposób przedstawia ona walkę o przetrwanie po zrzucie bomby atomowej. Gra dzieli się na dwie fazy – pierwsza to tytułowe 60 sekund w czasie których musimy przebiec przez nasz dom i zebrać wszystko co tylko się da. Ważne jest to, że układ domu i rozmieszczenie przedmiotów generowane są losowo, więc nie możemy wykuć na pamięć co gdzie leży.
Zegar nieubłaganie odlicza czas a my musimy zabrać jedzenie, wodę, leki, broń, środki na robaki czy wiele innych przydatnych przedmiotów. No i nie zapominajmy o rodzinie. Jako głowa rodziny musimy zdecydować czy ratujemy żonę i dwójkę dzieci czy kogoś pozostawimy na pastwę losu. Liczy się czas, a sami mamy też ograniczone możliwości zbierania przedmiotów. Więc będziemy musieli latać w kółko i wrzucać do schronu kolejne rzeczy.
Pamiętać musimy o tym, że jak wybije 60 sekunda musimy być przy schronie. Jeśli się to nam nie uda to bomba wybucha, a my giniemy.
Po udanym przedostaniu się do schronu czeka nasz druga faza gry, czyli przetrwanie. Naszym zadaniem jest przeżyć jak najdłużej. Możemy użyć rzeczy które zebraliśmy ze sobą. I to teraz przekonujemy się o tym czego tak naprawdę nam brakuje. Co z tego, że wzięliśmy ze sobą radio jak bez mapy nie możemy odczytać współrzędnych podanych przez wojsko. Jeśli nie zabraliśmy ze sobą apteczki to szybko ktoś może się rozchorować. Zapomniawszy o strzelbie lub siekierze będziemy bezbronni w starciu z bandytami.
A do tego dochodzi głód i pragnienie członków rodziny. Będziemy musieli odpowiedzieć sobie na ważne pytanie – kto dzisiaj je, a kto dostanie szklankę wody do picia. Racjonowanie prowiantu jest kluczowe do jak najdłuższego przetrwania.
Jeśli zacznie nam czegoś brakować to możemy wysłać któregoś z członków rodziny na wyprawę na powierzchnię. Ta zająć mu może kilka dni i nie oznacza, że cokolwiek przydatnego przyniesie. Przed wyprawą musimy go też odpowiednio doposażyć. Maska gazowa zapewni ochronę przed promieniowaniem, a wspomniana wcześniej strzelba zapewni obronę. Pamiętać jednak należy, że każda wyprawa może skończyć się śmiercią.
Gra kończy się w chwili śmierci obojga rodziców. Dzieci niestety same nie mogą sobie poradzić, chociaż jeśli nie będziemy się nimi opiekować i nie damy im jeść czy pić to mogą same uciec ze schronu.
Zarządzanie tym co dzieje się w schronie odbywa się za pomocą dziennika. Zapisane w nim jest to co się dzieje, jak czują się członkowie naszej rodziny i co im dolega. Z poziomu dziennika rozdysponowujemy racjami czy wysyłamy ich na wyprawy w nieznane. Każdy kolejny dzień dłużej jaki uda nam się przerwać to kolejna szansa na przetrwanie bądź śmierć.
Losowość jest tutaj jednym z najlepszych elementów. Nigdy nie wiesz co cię za chwilę czeka, więc każda partia zaskakuje czymś nowym. Tytuł ten też wydaje się być wręcz idealny na konsoli przenośnej. W każdej chwili możemy zakończyć grę i wrócić do niej później. Krótkie sesje są wręcz stworzone by grać w nie w autobusie czy kolejne do lekarza.
Twórców pochwalić trzeba też za poczucie humoru. Całość przedstawiona jest w krzywym zwierciadle i dystansem. Nie jest to ponura, smętna opowieść, ale raczej radosna i śmieszna przygoda, pomimo tragicznej otoczki. Humor dotyczy nie tylko tekstów z dziennika, ale całej oprawy graficznej. Kiedy biegamy po naszym mieszkaniu uderzamy o różne meble i wyposażenie niczym postaci z bajek.
Przejść możemy grę w trybie Apokalipsy gdzie najpierw zbieramy rzeczy do schronu, a potem walczymy o przetrwanie w nim. Możemy też rozegrać każdą z tych faz osobno. Jeśli nie interesuje nas przetrwanie i chcemy tylko pobiegać po domu to jest to możliwe. Jeśli zbieranie surowców nas męczy to możemy rozpocząć tryb przetrwania z losowo przyznanymi przedmiotami. Wszystko na trzech różnych poziomach trudności.
W grze dostępne są też specjalnie wyzwania, za spełnienie których otrzymujemy alternatywne stroje dla naszej rodzinki. Jest to ciekawe urozmaicenie, ale nie zmienia to faktu, że tytuł po kilkunastu sesjach może się zwyczajnie znudzić. Prosta formuła na dłuższą metę może się przejeść. Nie jest to tytuł, z którym spędzicie kilkadziesiąt godzin, ale raczej taki do którego będziecie od czasu do czasu powracać.
Tak samo jak rozgrywka dzieli się na dwie fazy, tak samo graficznie tytuł się w nich różni. W pierwszej fazie sterujemy naszym bohaterem w środowisku 3D. Nie powala ono może szczegółowością czy złożonością modeli, ale wszystko jest czytelne i nie napotkałem żadnych graficznych błędów.
Druga faza, przetrwania jest już trochę bardziej monotonna. Całość ogranicza się do statycznych obrazków. Przedstawiają one naszą rodzinę, widzimy ich stan, ale też to ile zapasów nam zostało. Jeśli któryś z rodziców zginie to widzieć będziemy jego szkielet. Niestety ten aspekt wypada trochę słabiej i może niektórych odrzucić. Może kiedyś twórcom uda się te tła odrobinę zanimować, żeby na ekranie działo się odrobinę więcej.
W każdym razie nie ma co spodziewać się po tym tytule wodotrysków graficznych, ale całość wygląda spójnie i ma swój urok. Warto podkreślić, że gra, jak przystało na produkcję z Polski, dostępna jest w naszym rodzimym języku. Niewiele takich tytułów jest dostępnych na Switchu i w moim przypadku jest to pierwszy tytuł po polsku, jaki ograłem, więc było to dla mnie ciekawe doświadczenie.
60 Seconds! wybija się z grona setek innych gier dostępnych na rynku przede wszystkim klimatem i pomysłem. Nie znajdziecie drugiej podobnej gry nigdzie indziej. Zdecydowanie warto dać mu szansę, bo humor bije z ekranu na całego i napewno nie raz zaśmiejecie się podczas rozgrywki. Przystępna rozgrywka, która sprawia, że łatwo jest do niej wrócić z doskoku sprawdza się na przenośnej konsoli idealnie.
Dziękujemy Robot Gentleman za dostarczenie gry do recenzji.
Rozgrywka:
Wszystko to mogłem przeczytać w recenzjach opublikowanych szmat czasu temu. W sumie o switchowej wersji dowiedziałem się ze również jest w polskiej wersji. Po co ta recenzja? Żadnych ciekawych technikaliów. Czy sterowanie jest wygodne? Dochodzi do utraty klatek na tej konsoli? Działa lepiej w docku czy nie ma różnicy? Tragedia.
Rzeczywiście o sterowaniu zapomniałem wspomnieć. W pierwszej fazie jedną gałką się poruszasz, drugą obracasz kamerą i jednym przyciskiem podnosisz przedmioty. W samym bunkrze steruje się strzałkami i przyciskami do zaznaczania poszczególnych opcji. Wymaga trochę nauki, ale idzie się przyzwyczaić. Można też palcem dotykać ekran jak ma się konsolę w rękach.
Co do technikaliów – napisałem, że nie napotkałem żadnych problemów. Nie jest to może bardzo rozwinięta myśl, ale oznacza, że gra jest dobrze zoptymalizowana na konsoli. Działa identycznie w Docku i w trybie przenośnym. Gdyby byłoby inaczej to z pewnością poinformowałbym o tym w tekście.
Pozdrawiam!