Gram(y) w PlayerUnknown’s Battlegrounds od wczoraj. Nie jest aż tak źle, jak możecie przeczytać na internecie!
Teoria
Konsole na jakich gramy: FatOne, jeden z pierwszych w polskiej dystrybucji, „GreenOne” czyli One S w zielonej, limitowanej wersji wypuszczonej na premierę Battlefield 1.
Nasz internet jest toporny, 5 mb/s to maksimum, jakie jesteśmy w stanie wyciągnąć. Jedno łączę potrafi na uploadzie mieć 2 mb/s, drugie nie dobija do 1 mb/s.
Praktyka
Gdy gra się włącza, widzimy bohatera najpierw w samych majtkach, dopiero później pojawia się reszta ubrania. Na samym ekranie startowym, jeszcze przed kliknięciem start. W grze nie ma żadnych ustawień, jedynie personalizacja naszej postaci – fryzura, twarz, płeć.
„Start”. Pojawia się czarna plansza z logo PlayerUnknown’s Battlegrounds i gra się ładuje. Lądujemy na przepaskudnej betonowej platformie, z rozbitym samolotem i stołem, gdzie znajduje się kilka broni. Tekstury ładują się powoli i w pierwszej chwili można się poczuć jak kilkanaście lat temu (bo Xbox 360 miał lepszą grafikę), ale po kilkunastu sekundach wszystko się stabilizuje i zaczyna wyglądać normalnie. Nadal na poziomie… Battlefield 3. I nie ma znaczenia, czy to konsola czy PC – tak to po prostu wygląda.
Najgorszym momentem, kiedy klatki jesteśmy w stanie policzyć na palcach, jest lot samolotem. Ta pierwsza minuta. Śmigła samolotu się kręcą, ale mapa aktualizuje się dosłownie raz albo dwa na sekundę i wygląda to strasznie. Wyskakujemy z samolotu, lądujemy po minucie na zielonej trawie (albo skałach, albo w wodzie) i dalej mamy zgrzyt w głowie. Wchodzimy do czegoś, co wygląda jak namiot i jest puste w środku, a po kolejnych kilkunastu sekundach renderowania, okazuje się, że to dom i wcale nie jest pusty.
Kolejne kilkanaście sekund i gra się stabilizuje. Klatki nie odstają poziomem od innych gier, w które gramy (Battlefield 1, Doom, Halo). Nie zauważyliśmy żadnego widocznego spadku ani podczas starć z innymi graczami, ani podczas zwężania się mapy czy przelotu samolotu zrzucającego skrzynki z zasobami.
Brzmiało gorzej
Internet wczoraj huczał i buczał. Że jest strasznie, że to wtopa i że to jest niegrywalne. Ale to nie prawda. Te kilka pierwszych minut, moim zdaniem, można wybaczyć, szczególnie na etapie wersji 0.5.24. Mapa jest ogromna, a w każdej rozgrywce na starcie 100 graczy i nawet na starym Xbox One to działa, normalnie. I nawet te paskudne dwie minuty są warte całej zabawy i adrenaliny, której dostarcza ta gra.
Zdecydowanie nie jest tak, że gra nie powinna się jeszcze ukazać.
Po wczorajszych głosach w internecie byłam w stanie uwierzyć, że jest aż tak źle i ze smutkiem przyjąć do wiadomości, że Microsoft dał… ciała i wypuścił takiego kaszalota. Cieszę się, że możemy sie przekonać na własne oczy.
Miejsca na optymalizację jest sporo, cały początek rozgrywki wymaga jeszcze pracy, ale nie odbiera to mimo wszystko przyjemności, jaką daje pozostały czas spędzony w grze.
Dodaj komentarz