Serię o Asasynach można kochać lub nienawidzić. Ja lubię cykl, choć było kilka gorszych odsłon. Jak jest z Assassin’s Creed: Origins?
W Assassin’s Creed: Origins wcielamy się Bayeka. Pewne koszmarne wydarzenie z jego przeszłości sprawiło, że stał się zabójcą. Kiedyś strażnik prawa i porządku egipskiego, medżaj, teraz morderca prowadzony żądzą zemsty. Muszę przyznać, że historia Bayeka kojarzy mi się w pewnym stopniu z losami Ezio. Nastawienie pobudek postaci na prywatne, związane z rodziną są z pewnością dobrą decyzją studia Ubisoft. Udało im się to w przypadku Assassin’s Creed II, udaje się im to i teraz w Assassin’s Creed: Origins. Śledzenie historii sprawia niemałą przyjemność, tym bardziej, że akcja toczy się w starożytnym Egipcie. W recenzowanej grze wcielamy się w pierwszego Asasyna i będziemy świadkami tworzenia zalążków Bractwa.
Bayek to pierwszy Asasyn, co od razu daje twórcom argument przemawiający za uczeniem Egipcjanina niemal wszystkich umiejętności, jakie posiadają jego następcy. Nie znaczy to, że przez całą grę nie będzie w stanie zabijać z powietrza, czy kontrować ciosów. Będzie, jak najbardziej, ale musimy mu wykupić te umiejętności w drzewku rozwoju postaci. Może Was zdziwić występowanie tego elementu w Assassin’s Creed: Origins. Przecież seria zawsze należała do gatunku trzecioosobowych gier akcji. Inaczej jest przy recenzowanym tytule. Ten jest RPG-iem! Tak, nie przeczytaliście źle. Assassin’s Creed: Origins to RPG. Pozbawiony tworzenia postaci i podejmowania decyzji, ale nadal RPG. Mamy tu wiele różnego rodzaju broni, opatrzonych statystykami. Mamy punkty doświadczenia, które dostajemy za wykonywanie zadań.
Mamy wspomniane drzewko rozwoju postaci. Mamy różne stroje, w jakie możemy przebierać Bayeka (co ważne, sami decydujemy, kiedy ma nosić kaptur, a kiedy nie – mała rzecz, a cieszy). Twórcy w jednym z wywiadów mówili, że inspirowali się Wiedźminem 3 i to widać. Śmiem pokusić się o stwierdzenie, że Assassin’s Creed: Origins to Wiedźmin 3 serii Assassin’s Creed.
Zmiany nie uniknęły także systemu walki. Zapomnijcie o spokojnym kontrowaniu ataków przeciwników. Teraz system starć jest o wiele bardziej dynamiczny. Bayek ma do dyspozycji tarczę, którą blokuje część ciosów, ale nie na defensywie polega walka, co jakiś czas trzeba zaatakować. Zdecydowanie warto zablokować się na przeciwnika (przez naciśnięcie prawej gałki analogowej), ułatwia nam to wymierzanie ataków w jego kierunku. R1 odpowiada za lekki cios, R2 za mocny (który po wykupieniu umiejętności możemy dodatkowo naładować), natomiast wciśnięcie naraz R1 i R2 (po zapełnieniu paska) wyprowadza druzgocący atak specjalny.
Warto też wspomnieć o poziomach postaci. Jeśli poziom Bayeka jest niższy od tego oponenta, walki będą na pewno trudniejsze, niekiedy niemal niemożliwe do wygrania. Z poziomami wiąże się też niezbyt przemyślana, moim zdaniem, decyzja Ubisoftu – zaatakowanie z ukrycia ukrytym ostrzem przeciwnika, który jest dla nas zbyt mocny jedynie zabierze mu nieco życia, a nie zabije go.
Zmiany dotknęły także Wzroku Orła. Teraz jest on dosłowny. Bayek wypuszcza swoją orlicę, Senu, i sterujemy jej lotem. Kamera koncentruje się na ptaku, a po przytrzymaniu lewego spustu na padzie koncentrujemy się na danym obszarze. W ten sposób możemy zaznaczać ciekawe miejsca i przeciwników. Dziwne? Z pewnością, ale uważam, że zwiększa to immersję – nie ma żadnych kolorów oznaczających przeciwników w odpowiednim trybie widzenia, musimy ich sami zobaczyć.
Standardowo dla serii Assassin’s Creed nie brakuje masy aktywności pobocznych. Mamy zwiedzanie starożytnych grobowców, szukanie układów gwiazd, walki na arenach, polowania na zwierzęta, wytwarzanie wyposażenia, sprzedawanie precjozów, synchronizowanie punktów widokowych i wiele więcej. W Assassin’s Creed: Origins nie sposób się nudzić.
Graficznie produkcja przedstawia się fantastycznie. Mamy piękne pustynie. Chodząc po nich aż czujemy palący nasze stopy piasek. Możemy przejechać się na wielbłądzie lub konno, pływać po Nilu, wspiąć się na piramidy, a to wszystko w widocznych w recenzji sceneriach. Nie mam niczego do zarzucenia stronie wizualnej. Udźwiękowienie również jest na wysokim poziomie. Wbrew moim obawom (gdy przed zagraniem odsłuchałem motywu muzycznego, nie porwał mnie) muzyka idealnie współgra z tym, co dzieje się na ekranie, tworząc niesamowicie wiarygodny, realistyczny klimat. Nieraz byłem w Egipcie i uruchamiając recenzowaną grę, czuję się jakbym był tam raz jeszcze.
Assassin’s Creed: Origins to dla mnie najlepsza odsłona z serii o przygodach Asasynów. Perypetie Bayeka wciągają, a zmiany w systemie walki i drzewko umiejętności wychodzi na dobre serii. Recenzowany tytuł to nowy początek dla cyklu. Początek, który wciąga bez reszty. Polecam Wam zagranie w tę produkcję. A ja tymczasem wracam na Saharę.
Ocena portalu: 9.5/10
Dziękujemy Ubisoft Polska za dostarczenie kodu recenzenckiego.
Dodaj komentarz