Nie ukrywam, że do zagrania w Resident Evil VII: Biohazard skusiła mnie wersja demonstracyjna – The Kitchen.
Nigdy nie byłem wielkim fanem serii Resident Evil. Jednak to, czego doświadczyłem w wersji na VR – autentyczny strach – sprawiło, że musiałem zagrać w pełną wersję najnowszej odsłony z serii od studia Capcom. Czy było warto? Dowiecie się tego z lektury tej recenzji.
W Resident Evil VII: Biohazard wcielamy się w Ethana. Jest to zwykły, szary mężczyzna, który udaje się do pewnego opuszczonego domu. Podróżuje tam nie bez celu, bowiem otrzymał telefon od żony, która zawiadomiła go, że właśnie tam się znajduje. Nie byłoby w tym niczego dziwnego, gdyby nie fakt, że kobieta zaginęła przed laty i słuch o niej zaginął. Nie będę zdradzał więcej z fabuły, bo choć nie jest ona zbyt odkrywcza, to jednak śledzenie jej potrafi wciągać. Nie wiem, czy przypadnie to do gustu fanom serii, ale mi zdecydowanie spodobało się zmienienie „rodzaju” głównego bohatera. Tym razem nie wskakujemy w buty elitarnych, wyszkolonych żołnierzy walczących z wynikami eksperymentów, a w normalnego człowieka, z którym można się utożsamiać. Nadaje to bardziej osobisty wymiar przedstawianej historii i sprawia, że można się identyfikować z bohaterem.
Rozgrywka również przedstawiana jest inaczej niż do tej pory – zamiast zza pleców świat obserwujemy oczami postaci. Niesamowicie wpływa to na immersję i powoduje, że nawet klasyczne jump-scary potrafią nieźle przestraszyć. W tym miejscu od razu zaznaczę, że 80% gry przeszedłem w goglach PS VR. Niesłychanie potęgują one wrażenia. Przez chwilę grałem w zwykłym trybie i różnica jest taka jak między jazdą na skuterze, a jazdą na motorze. Niby to samo, a jednak jakość zupełnie inna. Jeśli tylko macie taką możliwość, korzystajcie z PS VR, grając w Resident Evil VII.
Większość czasu gry spędzimy na przemierzaniu ponurych, klaustrofobicznych wręcz korytarzy i obskurnych pomieszczeń. Mając na głowie gogle od Sony niemal czujemy smród zgnilizny wydobywający się z zakamarków domostwa. Nieraz czułem się jak te wszystkie głupie postaci w filmach. Na pewno nieraz, oglądając horror w telewizji myśleliście: „Ale głupi, po co tam lezą, ja bym tam nie poszedł”. Cały ambaras w Resident Evil VII na PS VR jest taki, że Ty musisz tam iść, mimo strachu, mimo przeczucia, że coś tam czeka za zakrętem. Najnowsza gra od Capcomu mistrzowsko buduje napięcie i klimat.
Podczas poszukiwania żony nie zabraknie strzelania do zmienionych oponentów. Pewna rodzinka występuje w kilku, nieraz kuriozalnych formach. Zawsze jednak pierwsze spotkanie z daną osobą nie obędzie się bez silnych wrażeń. Aby móc się uporać z przeciwnościami, do naszej dyspozycji oddano może nie za duży, ale zdecydowanie wystarczający asortyment uzbrojenia. Mamy więc pistolet, strzelbę, granatnik, nóż i miotacz ognia. Zdobycie niemal każdej z tych broni związane jest z zagadką o różnym poziomie trudności. Warto zaglądać w każdy kąt i szukać przydatnych elementów. Tym bardziej, że czasem możemy znaleźć starożytne monety bądź bezpieczne kryjówki. Te pierwsze służą do odblokowania lepszego pistoletu, bądź zwiększenia parametrów (na przykład zdrowia) Ethana. Natomiast bezpieczna kryjówka stanowi nasz azyl. Możemy tu zapisać rozgrywkę (jednak na szczęście mamy także automatyczne zapisy), zmienić zawartość plecaka, czy obejrzeć filmy nagrane na kasetach wideo.
Pojemność plecaka jest ograniczona, toteż musimy umiejętnie umieszczać do niego przedmioty. Jeśli mamy coś, czego potrzebujemy, ale jeszcze nie w tej chwili, możemy dany obiekt włożyć do skrzyni. Mamy wtedy do niego dostęp z dowolnej innej skrzyni i wystarczy przełożyć go do torby, by móc użyć. Natomiast wspomniane kasety to nagrania z przeszłości, pozwalające zobaczyć historię danego miejsca czy postaci. Ich oglądanie jest zorganizowane na tyle interesująco, że to my wcielamy się w głównego bohatera danej taśmy.
Wizualnie Resident Evil VII: Biohazard prezentuje się bardzo przyjemnie. Gra korzysta z silnika RE Engine, który daje radę. Niekiedy elementy są nieco zbyt rozmyte, a włosy postaci nazbyt rozwiane, ale ogółem rzecz biorąc nie ma wrażenia zignorowania tematu. Nieco inaczej ma się sprawa w przypadku wersji na PS VR. Tu grafika jest zdecydowanie gorsza, choć i tu może się podobać mimo nieco niższej rozdzielczości tekstur.
Udźwiękowienie z kolei jest dobre. Muzyki co prawda raczej nie uświadczymy, ale odgłosy otoczenia, broni i przeciwników są odpowiednio dobrane i satysfakcjonujące.
Resident Evil VII: Biohazard to produkcja szalenie udana. Potrafi wywołać niemałe przerażenie i wciąga momentalnie. Weźcie jednak poprawkę na to, że finalna ocena dotyczy wersji na PS VR. Osoby korzystające ze zwykłej wersji powinny odjąć 1.5 punktu od noty, by otrzymać adekwatną do standardowej edycji. Jeśli jednak posiadacie PS VR i lubicie horrory, to recenzowana produkcja jest obowiązkową w Waszej bibliotece.
Dodaj komentarz