Seria bijatyk od Bandai Namco powraca jako Tekken 7.
Ostatnio w „dużą” wersję Tekkena mogliśmy zagrać 5 lat temu – wtedy to ukazało się Tekken: Tag Tournament 2 na konsole Xbox 360, PlayStation 3 oraz WiiU. Czy tak długa przerwa wyszła serii na dobre? Dowiecie się tego z recenzji. Zapraszam do zapoznania się z nią i znalezienia odpowiedzi na pytanie: czy Tekken nadal sprawia przyjemność?
Tekken 7 składa się z wielu trybów rozgrywki przygotowanych tak dla graczy solowych, jak i dla tych z Was, którzy liczą na walki z żywymi przeciwnikami. Pierwszym z tych pierwszych jest Story Mode. Zapowiadał się on dobrze. Standardowo dla serii uczestniczymy w nim w turnieju Iron Fist. Historia skupia się głównie na losach Heihachiego, Kazuya’i i Jina Kazamy. Jednak to, co brzmi interesująco zostało wykonane od niechcenia. Bynajmniej nie oczekuję od bijatyki historii, która porwałaby mnie jak Deus Ex, czy wzruszyła jak Heavy Rain. Chciałbym jednak, by – skoro już jest – miała jako taki sens i nie była tak krótka jak w Tekkenie 7. Przejście jej zajmuje około 2, 3 godzin.
Nie samą opowieścią jednak stoi Tekken. Może sama rozgrywka jest lepsza? Na to pytanie odpowiedź jest na szczęście prosta: tak, o wiele. Walka sprawia taką samą przyjemność, jak lata temu (nawet pomimo jednego psującego starcia elementu, o czym później). Dałem nawet pada żonie i nie miała problemu z wywijaniem takich kombosów, jakie wykonywała w Tekkenie 3, w którego ja nie grałem. Widać, że twórcy nie starali się na siłę zmieniać czegoś, co było dobre i przypisanie funkcji przyciskom jest takie, jak zawsze. Dla mnie to ogromna zaleta, bowiem mając pewne doświadczenie w poprzednich częściach cyklu można właściwie momentalnie załapać rytm i wskoczyć w odpowiednie kombinacje. Psują je jednak tak zwane Rage Art oraz Rage Dive. Gdy nasza postać ma około 20% zdrowia, otrzymuje czerwoną poświatę i po naciśnięciu odpowiedniej kombinacji przycisków przechodzi w tryb szału. Gdy trafi w nim przeciwnika dowolnym ciosem, wykonuje potężny atak, będący w stanie zabrać nawet połowę zdrowia! To naprawdę frustrujące, wygrywać przez niemal całą walkę, rozkładając przeciwnika na łopatki tylko po to, by ten odpalił swojego Rage’a i zerowym wysiłkiem zabrał nam nasze życie do końca.
Graficznie produkcja prezentuje się nierówno. Jednym razem cieszy nasze oczy zróżnicowane i ciekawe tło, by innym razem rzucić nam w twarz słabej jakości teksturami. Na ogół nie ma powodów do przyczepienia się jedynie do sylwetek wojowników. Pozostałe elementy jednak niemal zawsze odstają jakościowo i sprawiają wrażenie, że pochodzą z gry na PlayStation 3, a niekiedy nawet PlayStation 2.
Co do warstwy dźwiękowej, to Bandai Namco całkiem zgrabnie uratowali swoje dziecko przed falą narzekań na muzykę w Tekkenie 7. Co prawda w tej odsłonie jako główny gatunek występuje dub-step – którego nie trawię – ale malkontenci mogą zmienić muzykę na tę występującą w dowolnej z poprzednich części serii. To naprawdę spory plus i ratuje stronę audio.
Ta odsłona pozwala spersonalizować wygląd swojego wojownika. Za pieniądze zdobywane za wygrywane walki możemy kupić alternatywne lub dodatkowe elementy wyposażenia naszych wojowników. Chcecie dać Heihachiemu pizzę na plecy? Nie ma problemu. A może King ma mieć różowe kimono? Śmiało. Możliwości dostosowania postaci jest cała masa i można pokusić się o stwierdzenie, że znalezienie dwóch identycznych bohaterów może być bardzo trudne.
Tekken 7 nie jest pozbawiony rozgrywki wieloosobowej. Możemy grać przez sieć albo lokalnie. Przynajmniej teoretycznie, bo znalezienie przeciwnika online często graniczy z cudem. A nawet jeśli już zostaniemy połączeni, nie ma gwarancji, że gra nas rozłączy. Co nie dzieje się wcale rzadko. Kod sieciowy produkcji Bandai Namco nie został niestety dopracowany, co boli tym bardziej, że większość osób kupuje bijatyki, aby mierzyć się z innymi graczami.
Zawsze pozostaje jednak lokalna rozgrywka. Jeśli mamy 2 pady, nie ma żadnego problemu, a kopanie wirtualnych tyłków dostarcza masę zabawy.
Muszę także wspomnieć o jeszcze jednym minusie Tekkena 7. Jest nim, w moim odczuciu, dobór wojowników. Mamy ich do dyspozycji ponad 30, ale brakuje naprawdę znanych i lubianych postaci z poprzednich odsłon. Nie ma między innymi Armor Kinga, Mokujina, Lei, Dr. Bosconovitcha. Dziwi mnie taka decyzja, tym bardziej, że dostępni są zarówno Kuma, jak i Panda. Można byłoby spokojnie zrezygnować z jednego miśka, by dodać innego wojownika.
Podsumowując, Tekken 7 to produkcja dobra. Na pewno nie jest idealna i osoby, które cenią sobie głównie tryb sieciowy powinny poczekać na odpowiednie łatki i być może póki co wstrzymać się z zakupem. Jeśli jednak interesuje Was głównie tryb zręcznościowy (Arcade) lub macie drugą osobę, z którą możecie walczyć, śmiało kupujcie Tekkena 7. Rozgrywka nadal sprawia przyjemność i wciąga.
Dziękuję za dostarczenie gry do recenzji wydawcy, firmie Cenega
Ten cały rage jest tragedią zarówno offline jak i online, kompletna bzdura tym bardziej że nawet nie trzeba kombinacji wklepać tylko można to przypisać pod jeden przecisk… Dalej marzę o remaku Tekkena 3, nic więcej do szczęścia nie potrzeba. Ale mimo wszystko gra się przyjemnie i treasure battle jest świetne