Od pierwszych dni premiery siódmej generacji konsol o niczym nie myślałem tak bardzo, jak o Call of Duty w realiach drugiej wolny światowej. O grze ze swoich szkolnych lat, w którą zagrywałem się na PC. Czasami zastanawiałem się, jak takie Call of Duty 1, 2 lub 3 prezentowałoby się na nowej generacji konsol w pełnym Full HD ze świetnymi efektami graficznymi oraz animacjami.
Pewnie nie tylko ja jestem już zmęczony najnowszymi odsłonami Call of Duty, które od wielu lat są robione na jedno kopyto. Słynna seria FPSów przeniosła się w przyszłość; twórcy serwują graczom jetpacki, karabiny laserowe, roboty, drony oraz inne futurystyczne gadżety. Ale zapomnijmy na kilka miesięcy o nich, ponieważ w końcu Activision zlitowało się nad weteranami Call of Duty, którzy są z serią od pierwszych odsłon i razem z Sledgehammer Games przygotowują dla nas w tym roku Call of Duty: World War II. Jak sama nazwa wskazuje, wracamy do czasów drugiej wojny światowej. Przez ostatni weekend mogliśmy już przetestować mały wycinek kodu trybu wieloosobowego, a oto nasze wrażenia z pola bitwy.
Zanim ruszymy na pole bitwy musimy wybrać dywizję, w której barwach chcemy walczyć. Beta oferuje graczom pięć historycznych dywizji z czasów II wojny światowej, które funkcjonują jak klasy postaci znane z wcześniejszych części CoDa. Każda dywizja dysponuje swoimi unikatowymi pięcioma umiejętnościami. W becie dostępne są:
Piechota – żołnierze z karabinami szturmowymi w dłoniach. Pod tą bronią podwieszony jest bagnet, można do nich dołączyć dodatkowe magazynki oraz 3 dodatek do broni
Korpus Ekspedycyjny – podgrzewa atmosferę za pomocą amunicji zapalającej, granatów taktycznych i strzelb
Powietrznodesantowa – wyposażeni głownie w pistolety maszynowe (SMG). Z czasem mogą szybciej się wspinać oraz biegać
Górska – snajperzy atakujący znienacka, poruszają się bezszelestnie – z czasem niewidzialni dla wszystkich systemów wroga.
Pancerna – to najlepiej wyposażona jednostka na polu walki. Żołnierze wyposażeni są w ładunki wybuchowe i lekkie karabiny maszynowe (LKM). Z czasem otrzymają bonus do większych obrażeń od pocisków i wybuchów.
Wersja beta trybu wieloosobowego pozwalała wbić maksymalnie piąty poziom każdej z dywizji, natomiast maksymalny poziom naszego żołnierza zatrzymał się w sobotę na 25. Wzorem wcześniejszych części rozwijać będziemy także wszystkie dostępne bronie. Każdy kolejny odblokowany poziom daje nam dostęp do nowego dodatku. Takich dodatków możemy mieć przy karabinie lub pistolecie tylko dwa, chyba, że gramy klasą piechoty – wtedy zdobywając trzeci poziom, będziemy mogli do głównej broni zamontować trzeci dodatek. Z wszystkich dostępnych broni w CoD: WWII otrzymaliśmy m.in karabin STG44, który na tę chwilę jest zbyt mocną i celną bronią, co druga osoba z nim biega. Jest także słynny karabin wyborowy M1 Grand – troszkę szkoda, że deweloper pozwala przeładować go w dowolnym momencie, a nie dopiero po opróżnieniu magazynka ze wszystkich pięciu nabojów. Są też pistolety maszynowe: PPSH-41 i TTYPE 100, które strzelają bardzo szybko i na krótki dystans są bardzo niebezpieczne. Podobnie jak strzelby, choć niestety tutaj moją irytację wywoływały pociski zapalające, powodujące za każdym razem powolną śmierć gracza. Przeciwnik nawet nie musiał nas trafić idealnie, wystarczy, że tylko trochę ognistego śrutu przyjmiemy na ciało i po prostu spłoniemy. W lekkich karabinach maszynowych znalazły się LEWIS, MG15 i BREN, a w karabinach snajperskich tylko dwa: Commonwealth i M1903.
Nie mogło zabraknąć także nagród za serie kilku zabić, czyli słynnych „killstreaków”. Te, które znalazły się w wersji beta są całkiem fajne i żaden z nich nie wydał mi się tak irytujący jak biegające psy, czy ostrzał z helikoptera. Za trzech zabitych wrogów możemy otrzymać już dwa koktajle Mołotowa. Za pięciu samolot zwiadowczy pokaże nam pozycje przeciwników na mini mapie. Przy większej ilości zabójstw możemy liczyć na bombę ślizgową, którą sami możemy sterować podczas lotu, bombardowanie dywanowe, ostrzał artylerii, czy miotacz ognia. Niestety mapy w wersji beta są na tyle małe, że „killstreaki” nie były częstym widokiem podczas wymian ognia.
Zmagania w podstawowych trybach gry, takich jak TDM, Dominacja oraz umocniony punkt toczyliśmy na trzech mapach: Pointe Du Hoc, Las Ardeński oraz Gibraltar. Pierwsza to ciekawe połączenie dwóch bunkrów, które są naprzeciwko siebie z okopami po środku. Na tej mapie najlepiej grało mi się w Dominację, gdzie punkty A i C były w okolicach bunkrów, a punkt B w centralnej cześć mapy, w miejscu, gdzie przecinały się wszystkie drogi okopów. Las Ardeński z kolei to mała zimowa mapka, która tak naprawdę nie jest w lesie. Drzewa ulokowane są tylko wokół obszaru, po którym się poruszamy. W zachodnim rejonie mamy ruiny, na wschodzie duży bunkier, a w punktach odrodzeń dwa małe domki. Przez cały środek mapki rozciągają się wraki uszkodzonych pojazdów, widać, że miała tu miejsce jakaś udana zasadzka. Przyjemnie się tutaj grało zarówno w TDM, jak i Dominację. Ostatnią mapką jest Giblartar. To najmniej atrakcyjny teren z wymienionych trzech. Plansza składa się z budynku na północy, budynku na południu i mostu na środku. Rozgrywka sprowadza się do strzelania do siebie ze swoich punktów odrodzeń. Oczywiście mamy tutaj boczne ścieżki, którymi możemy dostać się na tyły wroga, ale poruszanie się nimi sprawia, że więcej będziemy po mapce biegać niż brać udział w wymianie ognia. Miłym zaskoczeniem jest zobaczenie po każdym meczu „najlepszego zagrania”, czyli czegoś, co znamy dobrze także z Overwatch. W CoD:WWII takie zagranie nazywa się „Brązowa Gwiazda” i otrzymuje ją gracz, który szybko i efektownie zabił trzech graczy z przeciwnej drużyny.
Tak prezentuje się najlepsze zagranie, które otrzymał kolega Tomasz:
A na dobranoc… elegancki Play of the Game! #PS4sharehttps://t.co/EvunZeCoCq pic.twitter.com/uwEFXI8iP3
— Tomasz Alicki (@Tomek_Szymek) 26 sierpnia 2017
Wisienką na torcie i fantastycznym zaskoczeniem okazał się Tryb wojny. To całkowita nowość w serii Call of Duty. Tryb ten można porównać do Wolfenstein: Enemy Territory, jednak dla mnie było to nic innego, jak przemieszczanie ładunku z Overwatch. Gracze dzielą się na dwie drużyny – stronę atakującą i broniącą – po sześciu graczy w każdej. Zacznijmy od drużyny atakującej, ponieważ ona ma tutaj najwięcej do zrobienia. Jej głównym celem jest doprowadzenie czołgu do celu. Pierwszym zadaniem jest zdobycie domku: atakujący mają cztery minuty, aby przejąc go w 100%. Przejmowanie odbywa się tylko, gdy przeciwników nie ma na terenie budynku. Deweloper w tym trybie wprowadził urozmaicenia znane z Rainbow Six: Siege, które polegają na barykadowaniu ścian w specjalnie do tego przeznaczonych miejscach, natomiast z drugiej strony możemy na takiej ścianie zamontować ładunek, aby ją wysadzić. Dodatkowo w wybranych oknach możemy zbudować stanowisko z LKMem. Sytuacja jest troszkę śmieszna, ponieważ LKM leży już na oknie, wystarczy podejść, przytrzymać kwadrat, a karabin zostanie zamontowany na parapecie okna – a przecież mógłby się tam znajdować już od początku gry.
Drugim etapem jest zdobycie i zbudowanie mostu. To chyba jeden z najbardziej widowiskowych momentów Trybu Wojny. Jest to także element walki, który wymaga od graczy najlepszej możliwej współpracy oraz poświęcenia. Most budujemy, leżąc u jego krawędzi; niestety po drugiej stronie są rozmieszczone dwa stanowiska LKMów w oknach, a dodatkowo jest wiele innych bardzo dobrych miejsc, które mogą wykorzystać snajperzy, aby eliminować graczy budujących most. Jedynym z lepszych rozwiązań drużyny atakującej jest ciągłe rzucanie granatów dymnych na budowany element, dzięki czemu osoby będą niewidoczne dla przeciwnika. Dwaj snajperzy z drużyny atakującej muszą mieć także ciągle na uwadze LKM po przeciwnej stronie, aby eliminować żołnierzy, którzy ich używają. Gdy uda się zbudować most, to czołg drużyny atakującej po nim przejedzie i będziemy mogli zaatakować drugi punkt, którym jest skład amunicji. Zadaniem drużyny atakującej jest podłożenie bomby. Jeśli ładunek zostanie zdetonowany, to kawaleria razem z czołgiem porusza się na przód. Tutaj warto zaznaczyć, że czołg porusza się do przodu tylko wtedy, gdy ktoś z drużyny atakującej przy nim jest. Podobnie działa to w drugą stronę – jeżeli żołnierze drużyny przeciwnej zbliżą się do czołgu, to zaczyna on się cofać. Jak już wspominałem, zasady są bardzo podobne do eskortowania ładunku z Overwatch.
Ostatnim punktem naszej wycieczki są ruiny kościoła, pod które musimy doprowadzić czołg, aby wygrać. Tutaj drużyna obronna jest mocno faworyzowana, bowiem mają do dyspozycji dwa karabiny LKM oraz bardzo blisko umiejscowiony punkt odrodzenia. Dodatkowo po lewej stronie jest okop, z którego można eliminować żołnierzy, którzy poruszają się za czołgiem. Gdy uda się doprowadzić pojazd w wyznaczone miejsce lub drużyna obronna odeprze atak w wyznaczonym czasie, mecz kończy się i następuje zmiana stron. Co ciekawe, w tym trybie wyłączone zostały „killstreaki”, a po zakończonej rundzie lub meczu nie widzimy wyniku całej drużyny, tylko indywidualne noty dla siebie samych. Nie ma tutaj także najlepszego zagrania meczu. W sumie to nawet świetny pomysł ze strony dewelopera, ponieważ pokazuje, że na pierwszym miejscu jest tutaj współpraca, a nie indywidualne umiejętności.
Tryb Wojny szybko stał się moją ulubioną rozgrywką w beta testach trybu wieloosobowego CoD: WWII. To fantastyczne połączenie rozgrywki dobrze znanej z Overwatch z wysadzaniem i budowaniem zapór rodem z Rainbow Six Siedge. To pierwszy taki tryb, który zmusza graczy społeczności Call of Duty do współpracy i pokazuje, że indywidualne umiejętności są tutaj na samym końcu. Mam nadzieję, że w pełnej wersji gry znajdą się chociaż trzy takie scenariusze oraz, że deweloper będzie o ten tryb dbał w dalszych miesiącach po premierze.
To był dla mnie bardzo udany pierwszy weekend z wersją beta Call of Duty: World War II. Zaprezentowana wersja gry bardzo mnie zadowala i pozwala z dużą niecierpliwością wyczekiwać 3-ego listopada. Jednak nim to nastąpi, na pewno zjawię się w drugim weekendzie testów, który odbędzie się na początku września. Seria Call of Duty wraca w wielkim stylu do korzeni! I to jest najlepsza informacja dla wielu graczy.
Udział w beta testach zapewnił wydawca – Activision
Jak ktoś chciałby pograć na xboxie w nowego CoD-a 4fun od premiery to można napisać, nick to Mateooosh.