Premiera nowej konsoli to świetna okazja do przygotowania ciekawych produkcji, które będą pokazywać możliwości nowej platformy. Mała ilość gier dostępnych na sklepowych półkach może zachęcić graczy do sięgnięcia po tytuły od różnych twórców niezależnych. Fakt ten próbowało wykorzystać najwyraźniej studio Poisoft, poprzez wydanie na konsolę Nintendo Switch Vroom in the night sky.
Już w pierwszych minutach można zobaczyć jak bardzo jest to niedopracowany tytuł. Jak to w wielu produkcach bywa, na start otrzymujemy propozycję uruchomienia samouczka. Niby nic niezwykłego, jednak od razu rzuca się w oczy kiepskie tłumaczenie gry z języka japońskiego na angielski. Wróżka o imieniu Cochin pyta nas „Are you the first time to play this game?”, co wygląda jakby ktoś do wykonania angielskiej wersji językowej skorzystał z kiepskiej jakości tłumacza.
Kolejną drobną wpadkę twórcy zaliczyli już parę sekund później. Na pytanie dotyczące uruchomienia tutorialu standardowo zaznaczyłem przycisk z napisem „Yes” oraz wcisnąłem na prawym Joy-Conie A. Niestety, zamiast przejść samouczek, mogłem zobaczyć wyłącznie menu główne gry. Bez żadnej informacji na ekranie rola przycisków A i B została zamieniona, gdzie to tutaj drugi odpowiada za potwierdzanie, a pierwszy za anulowanie.
W Vroom in the night sky kierujemy losami dziewczyny, której misją jest latanie po świecie na motocyklu, który to zużywa magiczne paliwo. Na każdym z ośmiu poziomów należy zebrać określoną liczbę gwiazdek oraz znaleźć bramę. Niestety, nie stanowi to żadnego wyzwania. Wszystkie wymagane do znalezienia przedmioty są doskonale widoczne z daleka, a nasz pojazd wlecze się jak żółw, co w sumie czyni grę prostą i monotonną. Po pewnym czasie pojawia się wroga postać, grożąca graczowi kradzieżą całego zebranego gwiezdnego pyłu, będącego walutą w tej produkcji. Mimo wielkich słów, przeciwniczka nie stanowi żadnego zagrożenia, można ją całkowicie zignorować. Ograniczona ilość paliwa nie jest też żadną przeszkodą. Otrzymujemy na tyle olbrzymi limit, że trzeba się bardzo mocno postarać, by zabrakło magicznej benzyny w baku.
Sterowanie motocyklem jest proste, wymaga tylko chwili na przyzwyczajenie się do niego. Przycisk B odpowiada za przyspieszenie, A za hamulec, a lewa gałka za skręcanie oraz zmianę wysokości lotu. Do niektórych z dostępnych w grze osiągnięć trzeba nauczyć się wykonywać coś, co próbuje udawać drift w kosmosie, poprzez wciśnięcie hamulca i jednoczesny skręt w jednym z kierunków.
Budowa etapów pozostawia sporo do życzenia. Niezależnie gdzie jesteśmy – w mieście, na pustyni, czy nad morzem, poziomy wyglądają bardzo źle. Oprawa graficzna mogłaby co najwyżej konkurować z niektórymi produkcjami na Nintendo 64, a mimo to na niektórych etapach można odczuć, jak gra traci trochę klatek. Dodatkowo żadna z map nie ma żadnych większych przeszkód, czy utrudnień urozmaicających rozgrywkę.
Do odblokowania trzech ostatnich plansz wymagany jest zakup odpowiedniego motocykla. Zmusza to gracza do wielokrotnego powtarzania poprzednich monotonnych etapów. Całą grę można ukończyć w około półtorej godziny, jednak już pierwsze minuty z produkcją pokazują wszystko, co tytuł ma do zaoferowania.
Vroom in the night sky to obecnie najgorsza gra dostępna na Nintendo Switch. Nikomu nie poleciłbym jej zakupu. Wady tego tytułu można by wymieniać długo. Jest to tytuł z nudną, powtarzalną rozgrywką, fatalnym tłumaczeniem, kiepską oprawą graficzną. Brakuje tutaj czegokolwiek, co mogłoby zachęcić do spędzenia z nią więcej niż kilku minut.
Dodaj komentarz