Waleczni nordyccy wojownicy, taktyczne starcia, podbijanie nowych krain, rozwój postaci, dbanie o surowce – czy to wystarczy na sukces? Odpowiedź znajdziecie w recenzji, choć niestety nie towarzyszy jej przyjemna podróż.
The Banner Saga to taktyczna strategia, bądź też – jak kto woli – taktyczna gra akcji. Rozgrywka skupia się na kilku elementach, z których jednym z najważniejszych jest walka. Co pewien czas, przemierzając świat i szukając okazji do zwiększenia swych terenów, naprzeciw naszym wikingom wyjdą grupki przeciwnika. Często – i za to twórcom należy się pochwała – ostateczny przebieg spotkania zależeć będzie od naszych zdolności dyplomatycznych. Nierzadko celna riposta stanowi narządzie o wiele bardziej przekonujące od zaostrzonej klingi. Jeśli jednak nie zdołamy wyperswadować innym klanom ich racji, musimy bronić swych przekonań w boju. Wtedy naszym oczom ukazuje się coś na wzór planszy. Ustawiamy na niej swych dzielnych wojaków, najlepiej tak, by jednostki silne osłaniały słabsze, i przystępujemy do walki. Każdy przeciwnik, jak również nasz wiking, posiada dwie charakterystyki: obronę i zdrowie. Możemy od razu atakować zdrowie, ale często o wiele większe korzyści przyniesie osłabienie obrony, by potem przystąpić do metodycznego zmniejszania punktów zdrowia. Nasze postaci posiadają ataki skierowane na jedną osobę, ale i obszarowe, czy ogłaszające. I o ile wydawać by się mogło, że dzięki temu rozgrywka wciąga, o tyle niestety prawda jest inna. The Banner Saga jest grą, najprościej ujmując, nudną i wtórną.
Sytuacji nie ratuje nawet rozwijanie bohaterów. Za wygrywane potyczki otrzymują oni punkty doświadczenia. Te możemy wydać na zwiększenie takich parametrów, jak siła, zdrowie, obrona, czy szybkość. Możemy także założyć na postaci zdobyte elementy wyposażenia, również mające wpływ na statystyki. Tylko cóż z tego, skoro rozgrywka jest i tak monotonna? Nie pomaga także eksplorowanie świata okrętem ani związane z tym dbanie o surowce, niezbędne, by przetrwać wojaż.
Oprawa audiowizualna jest na przeciętnym poziomie. O ile ręcznie rysowane tła mają pewien urok, o tyle skandalicznie wręcz ubogie udźwiękowienie nie jest mocną stroną gry. Brak tu wyrazistych odgłosów broni, nawoływań do walki, uderzeń toporów, ryku rogu wojennego. Poczucia pustki dopełnia całkowicie po macoszemu potraktowana fabuła. Co prawda na początku wybieramy bohatera lub bohaterkę, ale jest to wybór na tyle nieistotny, że nie warto się o nim rozpisywać.
Tak wygląda The Banner Saga. Produkcja mogąca być świetną, a okazująca się zaledwie przeciętna. Nie jestem niestety w stanie jej polecić. Męczyłem się, grając w nią i tylko recenzencki obowiązek zmuszał mnie do spędzania z nią czasu. Wielka szkoda.
Dodaj komentarz