Polacy potrafią tworzyć gry. Mamy tak wielu zdolnych deweloperów jak CD Projekt Red, Techland, czy CI Games. Do tego grona należy także niezależne studio People Can Fly, które zostało założone w 2002 roku m.in. przez Adriana Chmielarza. Nowo powstałe studio szybko zasłynęło w branży świetną grą FPS – Painkiller, która była dynamiczna jak Unreal, czy Quake, ale oferowała to wszystko w kampanii dla pojedynczego gracza. Po sukcesie Painkillera studio People Can Fly nawiązało współprace z Epic Games, słynnym amerykańskim producentem gier. Epic Games, to także twórcy jednego z najlepszych silników do tworzenia gier – Unreal Engine. Na początku współpracy People Can Fly pomagali Epic przy konwersji Gears of War na PC oraz w tworzeniu GoW 2 na Xboxa 360. W 2008 roku polskie studio rozpoczęło prace nad ich pierwszy samodzielnym dziełem dla Epic Games. I tak po trzech latach pracy powstał Bulletstorm, wydawcą gry została firma Electronic Arts. Bullestorm jest także dynamiczną grą FPS, która powstała w oparciu na doświadczeniach zdobytych przy produkcji Painkillera
UWAGA! Screeny zawierają wyrazy uważana za wulgarne lub obraźliwe.
Dlaczego powstał remaster Bulletstorma?
Tutaj należałoby przypomnieć dalsze losy People Can Fly. Współpraca Epic Games z Polakami tak spodobała się Amerykanom, że w 2013 roku People Can Fly wydali na Xboxa 360 spin-off Gears of War z podtytułem Judgment. To była ostatnia gra Polaków, w wakacje 2012 roku Epic Games całkowicie wykupiło polskie studio z czasem zmieniając jego nazwę na Epic Games Poland. To był także czas, w którym ze studiem pożegnał się Adrian Chmielarz z pozostałymi dwoma założycielami. Epic Games Poland funkcjonowało niecałe dwa lata, w tym czasie pomagali tylko w niektórych projektach Epic Games. Przełom przyszedł w 2015 roku, polskie studio odłączyło się od amerykańskiego giganta wracając do nazwy People Can Fly i swojego logo. W tym samym roku deweloper ogłosił, że pracuje już nad dwoma projektami z gatunku FPS. Jednym z nich jest właśnie recenzowana odświeżona wersja Bulletstorma z 2011 roku. Bulletstorm: Full Clip Edition jest produktem, który ma sprawdzić, czy jest na rynku jeszcze zainteresowanie marką Bulletstorm oraz dynamicznymi i szybkimi grami FPS. To także badanie i szykowanie gruntu pod ewentualny sequel.
Mogę śmiało stwierdzić, że People Can Fly trafili z premierą w Bulletstorm: Full Clip Edition w idealnym momencie. A szlaki zdążyła przetrzeć im już Bethesda, która w ubiegłym roku wydała Doom. Doom to także szalony i dynamiczny FPS z brutalną kampanią dla pojedynczego gracza. Gra została bardzo ciepło przyjęta przez graczy i krytyków. W swojej recenzji Doom’a napisałem: „Doom jest jak myśliwiec F16, w którym musisz mieć oczy dookoła głowy. Albo latasz jak poparzony po całej mapie i ciągle strzelasz, albo nie żyjesz.” O Bulletstormie mogę napisać to samo, ta gra nie zwalnia ani na moment. Kampania jest podzielona na sześć aktów, ale gracz ich tak naprawdę nie odczuje, bo mamy pełną ciągłość w rozgrywce. Ekrany ładowania są bardzo krótkie, mamy tutaj etap wydarzeń, które nie jest szczegółowo opowiadany.
Głównym bohaterem Bulletstorma jest zbuntowany pirat z jednostki Dead Echo – Grayson Hunt, który razem ze swoim przyjacielem znalazł się na nieznanej planecie zamieszkałej przez rożne potwory i buntowników. W trakcie wędrówki po planecie do naszego zespołu dołączy jeszcze kobieta. Wszyscy mają jeden cel – wydostać się z niebezpiecznego miejsca oraz zabić dowódcę, który zdradził swój oddział. Bulletstorm zasłynął na rynku nie tylko dzięki dynamicznej rozgrywce, to także gra której bohaterowie posługują się bardzo kontrowersyjnym językiem. Pisząc krotko rzucają mięsem na lewo i prawo. W dialogach pada bardzo wiele przekleństw jednak są one dopełniane doskonałym humorem. Do tego gra jest bardzo brutalna i krwawa. Sam klimat nie jest tak mroczny, jak Doomie, gdyż planeta na którą trafiamy przypomina swoim krajobrazem warunki tropikalne. Cała brutalność opiera się o sposób w jaki możemy eliminować przeciwników. Jeżeli nie graliście w Bulletstorma w 2011 roku, to system eliminacji wygląda podobnie, jak Doomie z 2016 roku. Przeciwnik, którego kopniemy zaczyna mienić się na niebiesko, czas dla niego lekko zwalnia a my możemy wykonać na nim brutalną egzekucje za pomocą posiadanych broni lub otoczenia. Przeciwnika możemy nabić na kolce, na kaktusa, wrzucić w kable elektryczne lub dosłownie wykopać poza teren. W Bulletstormie nie można skakać, ale za to możemy kopać przeciwników. Jednak charakterystycznym elementem będzie smycz, którą nasz bohater będzie trzymał w lewej ręce. To nic innego, jak lasso, którym możemy przyciągać do siebie przeciwników, a następnie ich efektownie wykończyć. Ulepszona smycz pozwoli nam silnie uderzyć o ziemię, wyzwolona siła wzbije w powietrze bezbronnych przeciwników, a to pozwoli nam ich szybko wyeliminować.
Przez całą rozgrywkę gra ocenia nasze postępy punktami. Przykładowo za zwykłe zabicie otrzymamy tylko 10 punktów, strzał w głowę da nam 25. Jednak cala rozgrywka opiera się na „superstrzałach”, które często posiadają zabawne nazwy i wymagają od gracza ogromnej kreatywności w zabijaniu przeciwników. Kilka przykładów:
- „Akupunktura” – nadziej wroga na kaktus.
- „Laleczka voodoo” – nadziej przeciwnika na pręty.
- „Głębokie gardło” – zabij wroga strzelając mu w gardło.
- „Polecony” – zrzuć przeciwnika z dużej wysokości.
- „Tylne wejście” – strzel przeciwnikowi w tyłek
Takich superstrzałów mamy w grze bardzo dużo, ich listę możemy zobaczyć po naciśnięciu TouchPada. Punkty, które uzyskamy za zabijanie przeciwników możemy wydawać w specjalnych zasobnikach na kupowanie broni, amunicji oraz dopalaczy do broni. Dopalacze, to nic innego, jak alternatywne strzały o bardzo dużej mocy. Przykładowo mały rewolwer strzela normalnymi nabojami, ale jego dopalacz pozwoli nam już wystrzelić ognistą flarę, która podpali pobliskich przeciwników. Jest także wyrzutnia wybuchowych kul, a jej dopalacz wystrzeli jedną kule, która będzie odbijała się od ziemi i zabijała przeciwników w pobliżu. Taką kule możemy kopać, aby docierała do kolejnych celów. Dużym zaskoczeniem dla graczy będzie na pewno karabin snajperski, który nie strzela jak standardowy w grach FPS. Tutaj gracz steruje wystrzeloną kulą, to trochę jak grać w Sniper Elite i dodatkowo sterować każdym wystrzelonym pociskiem.
Kampania dla jednego gracza to zabawa na dwa, góra trzy wieczory, nie jest ona długa, ale dzięki niepowtarzalnemu humorowi naszych bohaterów potrafi utkwić na długo w pamięci. Sama rozgrywka, jak już wspominałem, to non stop akcja. Przeciwników jest bardzo dużo, a ich eliminowanie przynosi wiele radości. Ukończenie kampanii nie oznacza końca zabawy. Możemy przejść kampanie jeszcze raz w trybie „wymiatacza”, który polega na tym, że już od prologu mamy dostęp do wszystkich broni i dopalaczy.
Twórcy umieścili tryb Echo, który polega na przechodzenie odpowiednich fragmentów kampanii na czas, w których musimy wykonać określone zadania, a nasze postępy będą oceniane w systemie gwiazdkowym. Warto tutaj dodać, że w Full Clip Edition twórcy umieścili sześc nowych map do tego trybu. Jeżeli pytacie o tryb wieloosobowy, to w Bulletstorm umieszczono tylko tryb hordy dla czterech graczy. Anarchia, bo tak nazwano ten tryb polega na przetrwaniu 20 fal wrogów przez czterech graczy. W trybie kooperacji dostępne są unikalne superstrzały, które można wykonać we współpracy z innymi graczami. Jeżeli ktoś lubi tryb hordy w połączeniu z efektowną eliminacją przeciwników, to będzie się tutaj dobrze bawił.
Jedną z kluczowych zmian, jakie proponują nam twórcy w remasterze Bulletstorma jest Duke Nukem’s Bulletstorm Tour. Jak już się domyślacie, zamiast Graysona Hunta w kampanii pojawia się jeden z największych „badassów” w historii gier komputerowych Duke Nukem. Dodatek daje możliwość przejścia całej kampanii Bulletstorm: Full Clip Edition jako Duke Nukem z nagranymi od nowa dialogami i nowymi kwestiami wypowiadanymi z prawdziwym głosem Jona St. Johna! Wcielając się w Duke’a bawiłem się świetnie, gra nic nie straciła na jakości, a wręcz dostała jeszcze większego kopa i dawki humoru. Niestety dodatek Duke Nukem’s Bulletstorm Tour jest dostępny za darmo tylko dla zamówień przedpremierowych, po premierze postać Duke Nukem będzie kosztować $5 (pewnie 20 zł)
Dla kogo jest Bulletstorm: Full Clip Edition?
Dla wszystkich fanów dynamicznych i szybkich strzelanin, dla graczy, którzy nie lubią stać w miejscu i planować kolejnego kroku. Zapewne wielu z was grało w ubiegłorocznego Dooma, możliwe, że wielu z was grało tez w oryginalnego Bulletstorma, a może i Painkillera. Graficznie gra, jak na remaster wygląda super, poprawiono wiele modeli oraz animacji. Posiadacze PS4 Pro będą mogli cieszyć oczy grafiką w rozdzielczość 4K. Poprawiono także jakość audio, warto tu dodać, że ścieżka dźwiękowa jest wyśmienita. Bulletstorm: Full Clip Edition jest świetną grą akcji opartą o staroszkolną szkołę tworzenia gier FPS. Osobiście trzymam mocno kciuki za dobrą sprzedaż Full Clip Edition, Bulletstorm to świetny tytuł, który zasługuje na kontynuacje. Niestety boje się, że wydawca gry firma Gearbox Publishing zbyt dużo złotówek życzy sobie za ten tytuł i jestem niemal przekonany, że spotka to się z dużą krytyką i niestety nie najlepszą sprzedażą. Bulletstorm: Full Clip Edition kosztuje w PlayStation Store aż 209 zł, to przynajmniej o 50 zł za dużo, jak na remaster. Odnowiona grafika i audio są od dawna standardem w odświeżonych produkcjach, a dodanie postaci Duke’a oraz kilku nowych map do trybu Echo to także za mało, aby aż tyle żądać za remaster. Tym bardziej, że mamy teraz wiosnę urodzaju i nowe produkcje AAA za 249zł są bardziej kuszące. Cena to jedyna wada tej świetnej produkcji. Wszystko zostało tutaj dopieszczone i działa wyśmienicie, rozgrywka mocno wciąga i często nie pozwala się zatrzymać, odkrywanie nowych superstrzałów daje masę zabawy, gra z przyjaciółmi w kooperacji sprawi, że miło spędzicie niejeden wieczór. Jeżeli nie dzisiaj, to na pewno za jakiś czas, ale warto dać tej grze szanse. Warto także wspierać People Can Fly, bo to zdolne studio z ciekawą historią.
Ocena portalu: 8
Grę dostarczył wydawca – Gearbox Publishing.
Dodaj komentarz