Nintendo to firma legenda. Obecni na rynku są już prawie 130 lat, a grami zajmują się dłużej niż nie jeden z was żyje. Przez lata budowali konsole i produkowali na nie gry. Bez Nintendo świat gier wyglądałby zupełnie inaczej. Kto wie, jeśli firma nie podniosłaby całej branży po krachu gier video w latach osiemdziesiątych może nie mielibyśmy dzisiaj naszego ulubionego hobby. Dziś przyjrzymy się ich najnowszemu dziecku – Nintendo Switch.
Wspomniałem na początku odrobinę historii Nintendo, ponieważ Switch jest wypadkową całego ich dorobku. Widać tutaj inspiracje każdą konsolą, jaką kiedykolwiek Nintendo wydało. Sama firma się tym zresztą chwali. Widać tutaj coś z GameBoy’a, NESa, SNESa, N64, 3DSa czy Wii i WiiU. Całe doświadczenie firmy, budowane przez lata, dało nam właśnie Nintendo Switch.
Budowanie przenośnych konsol wychodziło Nintendo zawsze świetnie. Z konsolami stacjonarnymi bywało różnie. Ich poprzednie WiiU nie sprzedało się aż tak dobrze jak Wii, ale nie można mówić o totalnej porażce. Nie można tych sprzętów według mnie bezpośrednio porównywać, bo Wii było jednorazowym hitem, po który sięgnęli ludzie, którzy nigdy wcześniej nie grali i już nigdy więcej nie kupią żadnego nowego sprzętu.
Teraz Nintendo zaprezentowało zupełnie nową kategorię sprzętu. Bo mamy tutaj do czynienia z pierwszą tego typu hybrydą konsoli przenośnej i stacjonarnej. Taka koncepcja urządzenia rodzi tylko jedno pytanie. Czy jest to bardziej sprzęt przenośny z opcją grania w domu na telewizorze, czy może urządzenie domowe z opcją przenośną? Postaram się odpowiedzieć na to pytanie.
Na początku jednak trochę specyfikacji. Cała konsola umieszczona jest w formie tabletu. Urządzenie wyposażone jest w ekran o przekątnej 6,2 cala i rozdzielczości 1280 x 720 pikseli. Sercem Switcha jest niestandardowy procesor Nvidia Tegra i 4 gigabajty pamięci RAM. Tablet wyposażono w 32 GB pamięci wbudowanej, którą możemy rozszerzyć o kartę Micro SDXC (i jest to zakup raczej niezbędny bo już w dniu premiery można kupić gry, które nie pomieszczą się w pamięci konsoli).
Sam tablet jest mały, choć dość gruby, w porównaniu do innych tego typu urządzeń. Ale np. postawiony obok kontrolera do WiiU doskonale pokazuje jaki nastąpił postęp w technologii. Tym bardziej, że wewnątrz Switcha znajduje się cała konsola, a Padlet jest tylko kontrolerem i wymaga dodatkowej skrzynki.
Na górze urządzenia znajdziemy włącznik, przyciski regulacji głośności, wywietrznik wentylatora oraz gniazdo mini jack i slot na karty z grami. Wbudowany w urządzenie wentylator nigdy nie pracuje na tyle głośno by nam przeszkadzać, jednocześnie utrzymuje ciepło na satysfakcjonującym poziomie. Konsola owszem nagrzewa się podczas bardziej intensywnych momentów, ale nie robi tego do takiego stopnia, jak niektóre telefony komórkowe.
Po bokach urządzenia dostępne są szyny, w które montujemy kontrolery JoyCon. Na dole znajdziemy jedynie port USB typu C. Z tyłu urządzenia dostępna jest nóżka przydatna przy stawianiu konsoli na stole. Pod nóżką znajdziemy też slot na wspomniane wcześniej karty pamięci. Warto tutaj pochwalić Nintendo za przemyślany sposób łączenia nóżki. Jest ona przyczepiona dość luźno, dzięki czemu przy nacisku odpada od konsoli. Jest to zamierzony efekt i taką nóżkę można bez problemu wsadzić z powrotem. Jest to zabezpieczenie przeciw wyłamywaniu jej. Niestety umiejscowienie nóżki przy jednym z boków konsoli powoduje, że sprawdza się ona właściwie tylko i wyłącznie na twardych podłożach. Jeśli chcemy postawić konsolę na kanapie, łóżku czy innym mniej stabilnym gruncie to może się nam to nie udać.
W pudełku z konsolą znajdziemy dwa kontrolery JoyCon. Na rynku dostępne są dwie wersje kolorystyczne kontrolerów. Możemy kupić konsolę z JoyConami w kolorze szarym, albo w kolorach Neon Blue i Neon Red. Oprócz koloru urządzenia nie różnią się między sobą absolutnie niczym. Są to bardzo zaawansowane urządzenia. Oprócz czujników ruchu każdy z nich wyposażony jest w funkcję HD Rumble. Prawy JoyCon ma czytnik NFC do odczytu figurek Amiibo, a także kamerę. O tym jak wiele mają do zaoferowania te małe urządzenia przekonają się wszyscy grający w 1-2-Switch. niestety gra ta nie jest dołączona do zestawu, co uznaję za poważny błąd!
Pojawiły się w sieci informacje, że lewy JoyCon cierpi na problemy z rozłączaniem. Mi osobiście żaden taki problem się nie pojawił, ale nie zmienia to faktu, że pojawia się od czasu do czasu.
JoyCony można używać samodzielnie, w obu rękach, ale także w połączeniu z Gripem, o którym za chwilę. JoyConem możemy się też podzielić. Gracze mogą używać ich do gier ruchowych, albo używać w pozycji Horyzontalnej jak małe pady. W szynie łączącej kontrolery z konsolą ukryte są bowiem dwa dodatkowe przyciski. W ten sposób Nintendo Switch kupujemy od razu wyposażone w dwa kontrolery dla dwóch graczy. Warto o tym pamiętać, bo do innych urządzeń dodatkowy kontroler zazwyczaj musimy nabyć osobno.
Do zestawu dołączony jest też specjalny Grip, do którego wsuniemy JoyCony aby te przypominały tradycyjny kontroler. Niestety do Gripa nie podłączymy kabla do ładowania JoyConów, więc jedyny sposób by naładować ich baterie jest podłączenie ich bezpośrednio do konsoli. Nie rozumiem takiego posunięcia, bo Nintendo sprzedaje specjalną wersję Gripa, dostępną za około 130 zł, która podładuje nasze JoyCony. Ja rozumiem cięcie kosztów, ale to już aż nadto. Wersja do ładowania byłaby o wiele bardziej praktyczna.
Nintendo do pudełka dorzuca też dwa JoyCon strapy, czyli nakładki z paskiem na rękę. Przydają się one do gier ruchowych. Pomocne mogą też być przy rozgrywce dwuosobowej. Nie dość, że powiększają one powierzchnię JoyCona, to jeszcze sprawiają, że lepiej używa się dodatkowych guzików SR i SL. Pamiętajcie jedynie, że strapy nakłada się na kontolery w odpowiedni sposób. Jeśli źle założycie je na kontroler może być później problem z ich zdemontowaniem.
Ostatnim elementem zestawu jest stacja Dokująca. Wykonana z plastiku służy do podłączenia konsoli do telewizora. Znajdziemy tutaj z boku dwa porty USB 2.0. Z tyłu zaś, za bardzo praktyczną klapką, odnajdziemy port HDMI, jeden USB 3.0 oraz port USB-C do podłączenia ładowarki. Konsolę wpina się do Docka również za pomocą tego ostatniego portu. Przesyła on obraz na telewizor oraz służy do ładowania konsoli. Warto jednocześnie dodać, że jeśli zamierzacie grać i ładować jednocześnie tablet to czas ładowania się znacząco wydłuży. Przy intensywnej grze w Zeldę konsola w ciągu kilku godzin naładowała się może o 10-15%. Port USB nie nadążą z jednoczesnym ładowaniem i przesyłaniem obrazu. Konsolę można podłączyć do sieci kablowej za pomocą odpowiedniej przejściówki USB. Dostępna jest oficjalna, licencjonowana przez Nintendo, ale tańsze zamienniki również powinny zadziałać. Trzeba również podkreślić, że sam Dock nie ma w sobie dodatkowego sprzętu. Nie zyskamy dodatkowej mocy obliczeniowej w trybie stacjonarnym. Nie jest jednak powiedziane, że za rok czy dwa Nintendo wyda odpowiednią wersję Docka. Port USB-C jest na tyle elastyczne, że daje takie możliwości na przyszłość. Na ten moment po wpięciu do Docka konsola może pochwalić się odrobinę podkręconym procesorem. Co też powoduje, że gry na ekranie TV wyświetlane są zazwyczaj w wyższej rozdzielczości.
Nie byłem w stanie przetestować działania portów USB w Docku, bo w tej chwili służyć mogą jedynie do podładowania jakiegoś urządzenia, ewentualnie do podłączenia kabla internetowego. Na ten moment konsola nie współpracuje z zewnętrznymi dyskami.
Niestety Dock nie robi dobrego wrażenia i jest zdecydowanie najsłabszym elementem całego zestawu. Wykonany jest on z plastiku i nie prezentuje się za dobrze. Pojawiły się też informacje o tym, że może on rysować ekran konsoli przy nieostrożnym wkładaniu jej. Mi się to nie przytrafiło, ale zalecam jednak uwagę. Sytuację można poprawić podklejając szczelinę filcem, ale nie zmienia to faktu, że Nintendo mogło się postarać trochę bardziej samo i wyposażyć Docka w bardziej przyjazny materiał. Samemu działaniu Docka nie można nic zarzucić. Robi dokładnie to, do czego został stworzony. Przekazywanie ekranu z konsoli na telewizor działa natychmiast i naprawdę działa. To żadna ściema ani marketingowy bełkot. Wkładamy konsolę do Docka i od razu możemy kontynuować rozgrywkę. Nie ma żadnego pauzowania (ewentualnie jedynie w celu ponownego połączenia kontrolerów). Robi to niesamowite wrażenie.
W ogóle cała koncepcja konsoli jest niesamowita. Fakt, że mogę w dowolnej chwili wyciągnąć urządzenie z Docka i dokończyć grę w autobusie czy pociągu jest czymś, co od początku mnie do tego urządzenia przekonało. Samo podłączanie JoyConów do szyn na konsoli działa sprawnie i bez problemów. Nie napotkałem z tym żadnych problemów, ale nie mogę powiedzieć jak będzie z wytrzymałością mechanizmu. Po kilku tygodniach zabawy nie doświadczyłem żadnych luzów, ale jak będzie za kilka miesięcy czy lat? Teraz ciężko to przewidzieć. Miejmy nadzieję, że Nintendo wykonało odpowiednią ilość testów.
Gry fizyczne dostępne są na kartach, których pojemność sięga nawet 32GB. Są one niewielkich rozmiarów, bardzo podobnych to tych z PlayStation Vita. I tak, pokryte są słynnym już plastikiem, który jest obrzydliwy w smaku. Jest to specjalne zabezpieczenie by zniechęcić dzieci od połykania ich. Z recenzenckiego obowiązku spróbowałem i rzeczywiście smak jest zły. Nie polecam wam próbować tego w domu.
Powiedzieć o menu konsoli, że jest ubogie to za mało. Nie mam pojęcia czy jest to świadoma decyzja czy wynik braku czasu na przygotowanie większej ilości funkcji, ale wynik jest taki sam – bardzo ascetyczne i proste menu. Możemy tutaj tak naprawdę tylko i wyłącznie uruchamiać gry. Mamy dostęp do ustawień czy eshopu. Bardzo dopracowany jest system udostępniania zrzutów ekranu. Na lewym JoyConie mamy specjalny przycisk, który robi zrzut ekranu. Później możemy takie zdjęcie edytować, dodać napis i udostępnić na portalach społecznościowych. Działa to równie szybko jak Share na PlayStation 4.
Na konsoli możemy stworzyć kilka profili użytkowników. Nie przełączamy się pomiędzy nimi, ale za to przy uruchomianiu konkretnej gry go wybieramy. Świat leci do przodu, a Nintendo, nie wiedzieć czemu, wciąż lansuje stare pomysły. Kiedy połączymy nasze lokalne konto użytkownika z kontem MyNintendo to przypisywany jest do niego 12 cyfrowy Friend Code. I to właśnie po nim odnajdujemy innych graczy. Takie rozwiązanie jest wręcz średniowieczne, ale ma też parę zalet. Przede wszystkim dzięki kodom gracze mogą ustawić sobie dowolny nick. Nie musimy się martwić o to, że nasz ulubiona nazwa jest już zajęta, bo konto rozpoznaje się po kodzie, a nie nicku. Warto też dodać, że Friend Code można co parę miesięcy zmienić, więc jeśli chcecie ukryć się przed kimś, to w łatwy sposób zmienicie swoje dane. Dobrze, że Nintendo też łączy się z innymi swoimi grami, np. bez problemu konsola sugeruje nam znajomych z Super Mario Run. Niestety na ten moment nie bardzo jest co robić ze znajomymi. Nie można wysyłać im wiadomości, nie ma też na razie gier z trybem online (samo granie online ma być darmowe do jesieni tego roku, później wymagany będzie abonament, ale na ten moment nie znane są żadne szczegóły).
Działanie menu zobaczycie na poniższym filmie:
https://youtu.be/begJJgeO7j0
Nie znajdziemy tutaj żadnej przeglądarki internetowej, YouTube, Netflixa czy innych serwisów. Dla części z was być może będzie to wada, ale dla mnie nie jest. Mam w domu kilkanaście urządzeń, które potrafią odtwarzać multimedia i naprawdę nie potrzebuję kolejnego. Nintendo doskonale zdaje sobie sprawę, że dzisiaj komórkę czy tablet ma ze sobą każdy. I dlatego też część możliwości konsoli będzie współdzielonych z urządzeniami mobilnymi. Na razie dostępna jest tylko aplikacja do zarządzania blokadą rodzicielską. Jest to bardzo zaawansowane narzędzie. Pozwala ustawić limity zdalnie, za pomocą telefonu. Jeśli nasze dziecko będzie grało za długo możemy też zdalnie wyłączyć mu konsolę. Jeśli więc macie w domu małe szkraby to być może zainteresuje was ta aplikacja.
Parę słów o baterii, w końcu to konsola przenośna. Producent podaje, że urządzenie wytrzyma od 3 do 6 godzin, w zależności od tytułu. Z moich testów wynika, że te dane są prawdziwe. Warto jednak podkreślić, że system wytrzymuje nad wyraz długo w trybie uśpienia. Spokojnie możemy pozostawić konsolę uśpioną w torbie na cały dzień, a wieczorem dalej będziemy mogli się bawić. Codziennie noszę ze sobą konsole do pracy. Dojazd w obie strony zajmuje mi dwie godziny przy czym połowę tego czasu gram na Switchu. W między czasie w pracy czasem uda mi się chwilę pograć, jak i pokazać urządzenie znajomym. Z takim użyciem za każdym razem gdy wracam do domu mam jeszcze sporo paliwa by pograć ponad godzinę w domu. Dlatego wydaje mi się, że bateria spisuje się całkiem nieźle. Zawsze możemy ją podładować np. z power banka.
Procesory Tegra są najpotężniejszymi jednostkami mobilnymi na rynku, ale odbiegają od tego co znajdziemy w PlayStation 4 i Xbox One. Będzie to niestety skutkować tym, że na Switchu pojawią się osobne porty, niedokładnie te same gry co na innych sprzętach. Nintendo trochę świadome ograniczeń zdecydowało się na zastosowanie ekranu o rozdzielczości HD Ready. Wydawać by się to mogło mało, szczególnie na ekranie 6 calowym, ale w ogóle tego nie widać. Switch zdecydowanie może pochwalić się najlepszym ekranem jaki kiedykolwiek wydało Nintendo. No i mała rozdzielczość zbawienna jest dla baterii. Ja jestem zadowolony z decyzji Nintendo w kwestii wyświetlacza. Bezsensownemu ładowaniu ekranów 4K tam gdzie ich nie potrzeba mówię nie! Pamiętać jednak należy, że nie jest on pokryty szkłem, a plastikiem. Dzięki temu przy upadku nie potłucze się na małe kawałki, jak to często ma miejsce w przypadku telefonów. Ceną jednak za to jest fakt, że ekran jest bardzo podatny na zarysowania. Warto wyposażyć się w folię ochronną i pod żadnym warunkiem nie nosić konsoli jednocześnie np. z kluczami.
Wiele osób może narzekać na słabe podzespoły Switcha, ale jak zawsze to nie moc obliczeniowa świadczy o sukcesie konsoli. Wystarczy kilka minut z The Legend of Zelda Breath of the Wild by przekonać się w czym tkwi siła tego urządzenia. To niesamowite doświadczenie, które możemy ze sobą zabrać w dowolne miejsce na świecie. I bawić się dokładnie tak samo jak w domu. Wcześniej były podobne próby. Np. część gier na PlayStation 3/4 i PlayStation Vita oferowało opcję Cross Save, ale przede wszystkim wymagało to posiadania dwóch urządzeń i dwóch kopii gry. Kopiowanie zapisów też nie było najłatwiejsze, tym bardziej jak nie mieliśmy dostępu do internetu. Często też wersja mobilna była wersją uboższą. Na Switchu nie ma o tym mowy. Bez względu na to z jakiego trybu korzystamy czeka nas dokładnie to samo doświadczenie. Owszem są gry, które w wersji stacjonarnej wyświetlają się w wyższej rozdzielczości (są też takie, które wymagają ekranu dotykowego i na TV nie będą działać wcale), ale to tak czy siak te same tytuły.
Ciężko na ten moment stwierdzić jaka będzie przyszłość urządzenia. Nie jestem niestety medium i nie jestem w stanie przewidzieć przyszłości Switcha. Sam z urządzenia jest bardzo zadowolony. Ma on swoje niedoróbki, które mam nadzieję Nintendo dość szybko postara się naprawić. Pytanie tylko czy będą na to urządzenie wychodzić gry. Sama Zelda jest tytułem wybitnym, jednym z najlepszych jakie grałem w życiu, a nadchodzące Splatoon 2, Mario Kart 8 Deluxe czy Super Mario Odyssey to zdecydowanie dobrze zapowiadające się gry. Ale to nie wszystko. WiiU też miało świetne tytuły ekskluzywne, ale nie zdobyło dużej popularności wśród graczy. Wsparcie developerów third party zależeć będzie w dużej mierze od wyników sprzedaży, a te po premierze napawają optymizmem.
Na początku recenzji obiecałem odpowiedzieć na pytanie czy jest to urządzenie przenośne czy stacjonarne. Według mnie przede wszystkim jest to konsola przenośna, z bardzo wygodną opcją podłączenia do telewizora. Switch to zupełnie nowe doświadczenie, które warto sprawdzić.
Jeśli jesteście ciekawi jak na konsolę zapatrują się pozostali posiadacze jej z redakcji to opinie Marcina i Krzyśka znajdziecie poniżej.
Marcin Podemski:
Switch jest moją pierwszą konsolą Nintendo jaką posiadam. Zawsze interesowały mnie ich gry, ale jakoś nigdy się nie udało zakupić drugiej konsoli. Drugiej bo zawsze tą pierwszą było Playstation. Kiedy więc usłyszałem, że ich najnowsza konsola będzie połączeniem sprzętu przenośnego oraz stacjonarnego to wiedziałem, że jest to coś dla mnie. Myśl o zakupie 3DS kiełkowała u mnie już od dawna. A skoro Switch miał być sporo mocniejszy… Jak więc wygląda sytuacja po dwóch tygodniach testów? Powiem wprost – jestem zachwycony. Takie tytuły jak The Legend of Zelda: Breath of the Wild oraz Fast RMX udowadniają, że konsola nie jest tak słaba jak wielu wieszczyło. Na dodatek sam fakt, że mogę odpalić tak rewelacyjne pozycje poza domem to dla mnie istne zbawienie. Oczywiście można narzekać na długość pracy na baterii (do 3 godzin w Zeldzie), jednak dla mnie to i tak wystarczy ze sporą nawiązką. Jakość wyświetlacza jest rewelacyjna, gra się bardzo wygodnie, chociaż umieszczenie prawej gałki analoga jest mało wygodne. Nie uświadczyłem, żadnych problemów z zawieszaniem się gier, ani z tracącym zasięg Joy-Conem. Do czego mogę się doczepić? Gra na TV za pomocą Joy-Conów w gripie (czyli popularnego „pieska”) jest mało wygodny. A cena Pro Controllera poraża (299zł). No i zasięg sygnału Wi-Fi to nieporozumienie. Mimo wszystko jestem bardzo zadowolony z zakupu. A teraz dawać nowe gry!
Krzysztof Jankowski:
Po kilkudziesięciu godzinach spędzonych z Nintendo Switch jestem do tej konsoli dość optymistycznie nastawiony. Przed zakupem obawiałem się nieco o to, że malutkie kontrolery mogą być niewygodne, przez co koniecznością stanie się zakup drogiego Pro Controllera. Joy-Cony okazały się jednak dobrze leżącymi w dłoniach kontrolerami, a krzyżak w formie czterech oddzielonych od siebie przycisków nie przeszkadza. Dobrze sprawdzają się także Joy-Cony, gdy wykorzystuje się je pojedynczo, grając np. we dwóch graczy w takim FAST RMX, czy japońskim Puyo Puyo Tetris.
Dość pozytywnie zaskakuje ekran konsoli. Rozdzielczość 720p jest w zupełności wystarczająca, jednocześnie dzięki temu konsola może zapewnić przyzwoity czas pracy na baterii, zbliżony do tego osiąganego przez Nintendo 3DS XL. Cieszy także fakt, że w końcu Nintendo przestało korzystać z własnych, autorskich złączy do ładowania konsoli i zastosowano tutaj coraz szerzej wykorzystywany przy smartfonach standardowy kabel USB typu C.
Według mnie największą wadą konsoli Nintendo Switch jest obecnie jej malutka biblioteka gier. Poza Zeldą, FAST RMX, Shovel Knightem, czy Super Bomberman R nie za bardzo jest w co grać. Wiele ciekawych tytułów dopiero zmierza na konsolę w bliższej (Mario Kart 8 Deluxe, Splatoon 2), czy dalszej przyszłości. Brakuje tutaj także mi znanego z 3DSa/Wii U Activity Loga, gdzie można było szybko sprawdzić ile godzin spędziło się z daną produkcją. Switch po 10 dniach pokazuje przybliżony czas gry (np. „grane przez 55 godzin lub więcej”), jednak miło zobaczyć dokładny czas jaki zajęło ukończenie danej gry.
Dodaj komentarz