Skojarzenia to bardzo potężna broń. Mogą z góry nas do czegoś nastawić negatywnie lub pozytywnie. W przypadku We Happy Few skojarzenie z Bioshock jest widoczne od pierwszego spojrzenia na tę produkcję. Na E3, kiedy pokazywano ten tytuł, myślałem, że być może zaraz zobaczymy nową odsłonę serii od 2K. Okazało się, że jest to zupełnie inna gra, która dostępna jest w programie Xbox Game Preview. Oznacza to, że chętni gracze mogą już nabyć grę, zanim ta będzie dostępna i już dziś przekonać się na co stać developerów z Compulsion Games.
Ponieważ mamy tutaj do czynienia z tytułem jeszcze nie wydanym to nie będę oceniał jego technicznego wykonania. Do właściwej premiery zostało jeszcze dużo czasu, więc twórcy mają jeszcze okazję by poprawić wszelkie niedoróbki. W ramach Game Preview niedostępna jest oczywiście cała fabuła gry, a jedynie jej początek.
We Happy Few to de facto dwie gry w jednym. Pierwsza gra to dojrzała opowieść o dystopijnym świecie, w którym mieszkańcy faszerowani są narkotykiem o nazwie Joy, który zaburza ich postrzeganie świata i blokuje ich w stanie niekończącego się szczęścia. Wszystkie zmartwienia, problemy i proza codziennego życia w magiczny sposób znikają tak długo, jak bierzemy rzeczony narkotyk. W grze wcielamy się w postać Arthura, który pewnego dnia postanawia wyrwać się z hipnozy i zaprzestaje przyjmowania narkotyku. W świecie gry jest to nieakceptowalne, a osoby które nie biorą Joy nazywane są Downer. Z chwilą zaprzestania zażywania narkotyku zaczyna ścigać ich policja i po złapaniu przenoszeni są do slumsów.
Jako Arthur, po bardzo ciekawym wprowadzeniu, budzimy się właśnie w slumsach wśród innych ludzi, którzy zrezygnowali z Joy. Zaczynamy realizować różne zadania, które przybliżają nas do celu. Z czasem przedostaniemy się z powrotem do prestiżowych dzielnic dla uzależnionych od Joy, gdzie musimy bardzo uważać żeby nie zbudzić podejrzeń, że jesteśmy osobą wolną od narkotyku.
Drugim typem gry wewnątrz We Happy Few to symulator przetrwania, jakich pełno na rynku. Zbieramy surowce z których potem produkujemy przedmioty. Co chwilę musimy monitorować nasz stan zdrowia. Cały czas w rogu ekranu, oprócz wskaźnika życia, wyświetlają się wskaźniki głodu, pragnienia czy snu. Musimy nad wszystkim panować i w razie potrzeby coś zjeść, napić się bądź się przespać. Musimy być bardzo ostrożni i czujni gdyż niezjedzenie posiłku może kosztować nas życie. A śmierć w grze jest permanentna. Można to oczywiście wyłączyć, ale w takim wypadku po śmierci budzimy się w ostatniej odwiedzonej przez nas kryjówce, co mogło być kilkadziesiąt minut wcześniej.
Pod względem rozgrywki We Happy Few nie odstaje znacząco od innych surwiwalowych gier. Niestety taki wybór nie sprzyja historii. Obawiam się, że połączenie tych dwóch typów gier, dwóch zupełnie innych światów, niekoniecznie może się udać. Bo jak tu opowiadać zawiłą historię, kiedy gracz co chwila musi patrzeć czy nie zabraknie mu jedzenia? Twórcy być może porywają się z motyką na słońce, ale kto wie – może im się to uda.
Do tego wszystkiego dochodzi system generowania zawartości. Gra wszystko generuje losowo. Dzięki temu każda misja dla każdego gracza teoretycznie jest inna, ale może to powodować problemy. Może się bowiem okazać, że do przejścia dalej potrzebny nam jest wytrych, który zrobić możemy z kawałków metalu. Ale co poradzić jak gra nie wygeneruje nam żadnego kawałka w okolicy? Pozostaje jedynie wczytanie stanu zapisu. Takich problemów może być sporo i twórcy muszą się solidnie przyłożyć by ich uniknąć.
We Happy Few to niewątpliwie intrygujący tytuł. Zdecydowanie warto się zainteresować jak przebiegają prace, bo to co stworzą programiści z Compulsion Games może być bardzo ciekawym projektem. Na ten moment podchodzę do tego z pewną dozą niepewności, gdyż nie do końca przekonuje mnie takie połączenie dwóch różnych typów gier, ale być może uda się oba okiełznać.
Galeria: