Konsole nowej generacji otrzymują kolejną grę ukazaną w rzucie izometrycznym i sprawiającą wrażenie odświeżonej klasycznej produkcji? Czy to dobrze? Czy LUMO udało się przekonać mnie do spędzenia z nią wielu godzin pozbawionych nudy, a wypełnionych zabawą? Dowiecie się tego z recenzji, do której lektury zapraszam.
W LUMO wcielamy się w czarownika, przechadzającego się po ogromnej ilości pomieszczeń i rozwiązującemu zagadki przestrzenno-logiczne. Bardzo rozczarowało mnie całkowite pominięcie celu takiej wędrówki. Twórcy nie zadbali o choćby szczątkowe wyjawienie, czego szuka i do czego dąży nasza postać. Nie wiemy, jaki jest cel naszej wędrówki. To spory minus, który szkodzi całościowemu postrzeganiu produkcji.
Może w takim razie rozgrywka broni się, zachęcając do poświęcenia swojego czasu grze? Nasz podróżnik jest w stanie wykonywać kilka podstawowych czynności – są to oczywiście poruszanie się w płaszczyźnie, skakanie, wchodzenie w proste kontekstowe interakcje i chowanie/używanie jednego przedmiotu naraz. Bardzo mało, jak na magika, ale cóż… Przyjmijmy tę konwencję i działajmy. Każde pomieszczenie, do jakiego wejdziemy wymaga ominięcia pułapki, wymyślenia drogi do celu bądź, standardowo dla gier platformowych, przeskakiwania po lewitujących kładkach. Muszę przyznać, że prostota gameplayu przypadła mi do gustu i niemałą przyjemność sprawiało mi pokonywanie przeszkód i przebywanie w świecie LUMO. Tu i ówdzie znajdziemy poukrywane obiekty, pełniące rolę niewymagających znajdziek. Warto jednak zaglądać w zakamarki, szukając ukrytych drzwi, można bowiem znaleźć mapę. A ta, w gąszczu bliźniaczo podobnych pokoi, jest bardzo przydatna. Warto też pamiętać, że do części miejsc dostaniemy się jedynie po odnalezieniu klucza lub zwolnieniu mechanizmu blokującego drzwi, więc częste chodzenie po odwiedzonych już pokojach jest powszechne i nie do uniknięcia. Fanów tak zwanego back-trackingu z pewnością nie ucieszy ta wiadomość.
Co do warstwy audio-wizualnej, nie ma się w zasadzie do czego przyczepić. Jest ona ascetyczna, aczkolwiek pasuje do przyjętej stylistyki. Wizualnie tytuł przypomina bajki, jakie kiedyś były emitowane przez polskie stacje telewizyjne. LUMO jest bardzo kolorową produkcją, która na pewno może podobać się młodszym, ale także i bardziej sentymentalnym graczom. Udźwiękowienie jest ubogie, ale wystarczające. W recenzowanym dziele większe nastawienie na dźwięk mogłoby nawet zaszkodzić.
Czy wobec tego warto nabyć LUMO? Z pewnością jest to produkcja warta zainteresowania i będziecie się przy niej dobrze bawić. Bez żalu można byłoby wydać na nią około 30 zł. Twórcy jednak życzą sobie za nią 75 zł, co jest stanowczo zbyt wysoką kwotą. W obecnej sytuacji mogę doradzić jedynie obserwowanie gry i czekanie na promocję lub na znalezienie się jej w ofercie PlayStation Plus.
Dziękuję firmie Rising Star Games za dostarczenie wersji recenzenckiej.
Dodaj komentarz