W 2001 roku ukazał się koreański horror – White Day. Po ponad dekadzie otrzymujemy odświeżoną wersję. Czy stworzenie reedycji to dobra decyzja?
W White Day: A Labirynth Named School wcielamy się w nowego ucznia tytułowej szkoły. Poznajemy go w chwili, gdy w nocy przekracza bramy szkoły. Udaje się do niej, by spotkać się z dziewczyną, której chce wręczyć prezent z okazji White Day, koreańskiego odpowiednika walentynek. Wkrótce jednak okazuje się, że szkoła zostaje zamknięta i zaczynają się w niej dziać straszne rzeczy, związane z duchami nawiedzającymi placówkę. Historię poznajemy przez odnajdywane kartki z notatkami nauczycieli, czy pracowników technicznych. Nie przeraża ona jednak w najmniejszym stopniu i wywołuje raczej poczucie zażenowania. Nie lepiej jest z rozgrywką.
Ta zbudowana jest głównie z przemierzania terenu szkoły, podnoszenia przedmiotów i rozwiązywania prostych zagadek – a więc jest to w zasadzie klasyka gatunku gier przygodowych. Największym mankamentem jest dodanie elementów skradankowych. Jestem wielkim fanem takich produkcji jak seria Splinter Cell, Dishonored, czy Hitman. Zawsze z ogromną niecierpliwością czekam na zaimplementowanie chociaż fragmentów nastawionych na ciche przemykanie się za przeciwnikiem (dlatego też bardzo lubię gry takie jak Assassin’s Creed, czy Batman: Arkham City). Ważne jest jednak jedno – odpowiednie zadbanie o sztuczną inteligencję przeciwników i nie oszukiwanie gracza.
I w tym tkwi największy zarzut wobec White Day: A Labirynth Named School. Nasz bohater powinien unikać woźnego. Wykrycie nas przez niego powoduje naszą śmierć, bo mężczyzna zatłucze nas na śmierć. Odsuńmy jednak na bok ten absurdalny pomysł. Najgorsze jest to, że woźny pojawia się za nami jakby z powietrza. Nie da się nawet za bardzo przed nim uciec, co tylko wywołuje frustrację. Podobnie jak to, że do niektórych z zagadek wymagana jest podstawowa znajomość koreańskiego, co może znacząco utrudnić przejście dalej i wręcz zmuszać do zaglądania do poradników.
Jeżeli chodzi o stronę wizualną, na pewno jest lepiej niż było kilkanaście lat temu, temu nie można zaprzeczyć. Jednakże z drugiej strony grafika nie dorasta do pięt standardom, jakie obecnie występują. Tekstury często są rozmazane, innym zaś razem potrafią być ostre i wyglądać całkiem dobrze. Nierówna oprawa graficzna zdecydowanie nie wpływa na korzyść recenzowanej produkcji. Plusem natomiast jest – przynajmniej dla mnie – zmiana oryginalnego dubbingu na angielski. Jednakże ogółem warstwa dźwiękowa jest uboga i sprawia, że często brakuje przez to klimatu. Na ogół jedynym, co słyszmy są podskakujące klucze woźnego, mające wskazywać jak daleko od nas znajduje się mężczyzna. Jak dobrze został wykonany ten element zostało już napisane w poprzednim akapicie.
White Day: A Labirynth Named School jest grą mało przerażającą, a elementy nastawione na skradanie swoim wykonaniem irytują zamiast wciągać i wprowadzać poczucie zagrożenia. Produkcję mogę polecić jedynie osobom uwielbiającym koreańską kulturę i tak zdesperowanych horrorów, że tylko czekają na wydanie na PS4 gry z tego gatunku. Pozostali z Was mogą jednak śmiało przejść obok tytułu obojętnie. Ponad 120 zł, na jakie wyceniono produkcję, można zdecydowanie lepiej wydać. Elementy, jakie straszyły na początku wieku – między innymi wykrzywiane twarze – teraz już nie przerażają i przechodzi się obok nich bez większych wrażeń.
Ocena portalu: 5.0
Dziękujemy firmie Sonnori za dostarczenie kodu recenzenckiego
Dodaj komentarz