Prequel wyszedł niecałe dwa lata po wydaniu pierwszego epizodu Life is Strange, stworzonego przez zespół DONTNOD. Before the Storm jest dziełem Deck Nine Games i dostaniemy trzy epizody. Czy twórcom udało się utrzymać klimat z naszej ostatniej wizyty w Blackwell Academy?
Teraz wcielimy się w postać Chloe Price. Akcja przenosi nas do czasu sprzed wydarzeń z pierwszej części gry. W prequelu jesteśmy świadkami tworzenia dość skomplikowanej relacji z Rachel Amber, dziewczyną, której w poprzedniej części szukaliśmy z pomocą Max i jej zdolnościami. Tym razem niestety główna bohaterka nie posiada żadnej mocy, więc podjęte przez nas decyzje są nieodwracalne. Mimo wszystko gra na tym nie traci, twórcy idealnie oddali klimat pierwowzoru, również pod względem grafiki i oczywiście muzyki (którą zachwyciłam się jeszcze przed premierą gry). Epizod 1 zajął mi około dwóch i pół godziny, bez zwiedzania i szukania różnych dodatkowych przedmiotów, więc i pod tym względem jestem pozytywnie zaskoczona. Tym bardziej że zostały przygotowane dla nas trzy części oraz dodatkowy epizod w wersji deluxe, w którym ostatni raz wcielimy się w postać Max Caufield.
Powrót do Arcadia Bay jest przyjemniejszy, niż się spodziewałam, spotykamy znane nam już wcześniej postaci i miejsca. Akcja toczy się dość szybko, na szczęście nie jest to przytłaczające, ani wymuszone. Postać Chloe jest zagubiona, ale ma tak samo cięty język, jak poprzednio. Widzimy jej przemianę i próby dogadania się z rówieśnikami. Ogromnym plusem jest to, że Chloe jest to tą samą dziewczyna, którą pamiętamy z pierwszego Life is Strange, co dodatkowo potęguje towarzyszące grze uczucia. Muszę przyznać, że po finałowej scenie miałam łzy w oczach, nie było przesadnego dramatyzmu czy wymuszania emocji na graczu. Kolejne epizody mogą być tylko równie dobre lub lepsze, Life is Strange: Before the Storm będzie w pierwszej piątce moich ulubionych gier.
– Igu
Dodaj komentarz