Studio Zoxide Games spróbowało swych sił w grze na VR. Efektem tego jest Neptune Flux. Sprawdźmy jej wady i zalety.
W Neptune Flux wcielamy się Sarę. Podróżuje ona w batyskafie, szukając zaginionych dóbr i skarbów dla firmy A.Q.U.A. Podczas jednej z rutynowych wycieczek napotyka na ślad swojej dawno zaginionej matki, więc oczywiście postanawia go zbadać. Fabuła niestety jest prowadzona mało interesująco i szybko złapałem się na tym, że nie śledzę losów bohaterki, a skupiam się jedynie na rozgrywce. A ta niestety nie jest wybitna, co możecie nawet zaobserwować na poniższym filmie z rozgrywki:
https://www.youtube.com/watch?v=S3r8DltUEfA
Całość czasu, jaki poświęcimy grze spędzimy wewnątrz wspomnianego batyskafu. Mamy możliwość uruchomienia gry w trybie zwykłym lub, jeśli posiadamy gogle, PS VR, w trybie VR. Ten drugi jest oczywiście lepszy i bardziej wciągający w świat produkcji, jednak nie mogę stwierdzić, by drastycznie wpłynął na emocje towarzyszące rozgrywce (jak miało to miejsce w recenzowanym przeze mnie tutaj Resident Evil VII: Biohazard). Spora w tym wina samej mechaniki, która zwyczajnie szybko staje się nużąca. Co prawda pierwsze wrażenia związane z podwodną eksploracją i nurkowaniem, czy płynięciem do góry w batyskafie są interesujące, to jednak szybko przyzwyczajamy się do tych nowości i skupiamy na trzonie rozgrywki. Zaznaczę jednak, że jeśli chcielibyście zagrać w Neptune Flux, najlepiej najpierw sprawdźcie, czy jesteście w stanie korzystać z tej gry. Ja nie miałem żadnych problemów, jednak mojej żonie przy gwałtowniejszych ruchach pod wodą robiło się niedobrze.
Rozgrywka polega na szukaniu części tajemniczego artefaktu, służącego do otwarcia ogromnych, mistycznych drzwi. Pływamy więc pod wodą, szukając zatopionych wraków i porzuconych przedmiotów. Te pierwsze to swojego rodzaju misje. Niemal każda z napotkanych maszyn – uszkodzony U-Boot, wrak okrętu, rozkładający się samolot – związane są z pozyskaniem wspomnianego wcześniej artefaktu. Musimy jednak dokładnie zwiedzać otoczenie (w czym tylko trochę pomaga kompas znajdujący się na dole ekranu), by nie umknął nam żaden przedmiot, z którym możemy wejść w interakcję. Muszę przyznać, że potencjał był spory. Leży jednak wykonanie. Zagadki są banalne i nie wymagają niemal żadnego myślenia. Ot, musimy znaleźć część anteny, by przyczepić ją do jedynego możliwego miejsca, pokręcić zaworami, wywołując odpowiednie ciśnienie, czy podążać za głosami. Niestety, zawiodłem się na poziomie skomplikowania tych „łamigłówek”.
Sprawy nie poprawia oprawa graficzna. Neptune Flux wygląda zwyczajnie brzydko. Nie ma nawet co porównywać jej z przytaczanym wcześniej Resident Evil VII, Until Dawn: Rush of Blood, czy chociażby Dino Frontier. Recenzowana produkcja nierzadko ma strasznie rozmyte tekstury, które wyglądają jakby były napisane dekadę temu. Nie lepiej ma się sprawa z udźwiękowieniem. Najprościej można ująć to tak, że jakieś jest, nie przeszkadza, ale i nie stanowi istotnej części gry.
Twórca, studio Zoxide Games, próbuje ratować swoje dziecko przez umożliwianie rozwijania batyskafu. Nie jest to jednak nic zmieniającego rozgrywkę. Tu i ówdzie napotkamy resztki metalu, które zbieramy, generując przychód. Zebrane finanse możemy wydać na ulepszenie oświetlenia padającego z naszego podwodnego pojazdu, czy koszt energetyczny niektórych umiejętności, nie zauważyłem jednak, by jakkolwiek zmieniło to gameplay.
Podsumowując, Neptune Flux to produkcja przeciętna, nie wybijająca się niczym na tle pozostałych gier VR. Krótki czas potrzebny na jej ukończenie – niecałe 40 minut – nudna fabuła i nieciekawa rozgrywka sprawiają, że niestety nie mogę polecić zakupu. Nawet stosunkowo niska cena, niecałe 8 dolarów, nie są według mnie argumentem przemawiającym za sprawdzeniem tytułu. To zmarnowany potencjał. Szkoda.
Ocena portalu: 5.0
Dziękujemy studiu Zoxide Games za dostarczenie kodu recenzenckiego.
Dodaj komentarz