Równe dwa lata po premierze na Steamie, Kholat pojawi się na Xbox One.
Najbardziej przerażająca przygoda twojego życia czeka na ciebie w zimowej scenerii gór Ural. Odkryj straszną tajemnicę Tragedii na Przełęczy Diatłowa. W roli głównej Andrzej Chyra. Narracja w wersji angielskiej Sean Bean.
Kholat jest połączeniem horroru i gry przygodowej, powstał w polskim studiu IMGN.pro. W czerwcu 2015 gra pojawiła się na PC, w marcu 2016 na PlayStation 4, a teraz i gracze z „zielonej strony” mają swoją wersję.
Przełęcz Diatłowa
O Tragedii na Przełęczy Diatłowa mogliście już kiedyś słyszeć. Mogło to być po 2013 przez film o tym tytule, albo gdy Kholat ujrzał światło dzienne.
W 1959 roku dziewiątka studentów Uralskiego Instytutu Politechnicznego wyruszyła na narciarską wyprawę w północną część Uralu, konkretnie na szczyt Otorten. Towarzyszył im doświadczony przewodnik, a wszyscy uczestnicy wyprawy mieli duże doświadczenie w podobnych warunkach. Dla Igora Diatłowa miało być to przygotowanie do podróży na Arktykę.
Fabuła
Grę zaczynamy w małym miasteczku, pomiędzy torami a opuszczonymi budynkami. Nie mamy wskazówek, samouczka czy choćby informacji kim jesteśmy.
Następną scenerią są już góry Uralu. Mamy namiot, mapę, kompas i latarkę. Na mapie zaznaczone współrzędne… i to wszystko.
Naszym zadaniem jest znalezienie notatek, pozostawionych przez śledzczych, próbujących ustalić co się stało z dziewiątką studentów.
Rozgrywka
Eksplorujemy góry. Na mapie mamy zapisane współrzędne, w drugiej ręce kompas. Kilka charakterystycznych miejsc, zaznaczony nasz obóz i mosty. W pierwszej chwili trzeba się zastanowić, czy czerwona część igły na kompasie wskazuje północ i jak się nawiguje za pomocą mapy, gdzie nie jest zaznaczona nasza aktualna pozycja. Wydaje się może, że to błahy problem, ale współczesne gry mnie zdecydowanie rozbestwiły w tej kwestii i dobre kilka minut spędziłam, na zastanawianiu się, gdzie jestem i czy ten czerwony znaczek to ja. Gdy już przypomnimy sobie, jak korzystać z mapy, zaczynamy przygodę.
Nasza postać nie wspina się, ani nie skacze, więc zazwyczaj chodzimy po wytyczonych szlakach.
Kholat nie jest typową grą eksploracyjną. Mamy punkty do odwiedzenia, parę lokacji, których współrzędne znajdujemy w trakcie gry, ale błąkać się poza tymi miejscami nie ma sensu. Możemy podziwiać widoki, ale to wszystko.
Historia opowiedziana w grze jest intrygująca, wciąga i sprawia, że nawet jeśli gra nas przestraszy, to przez ciekawość za chwilę do niej wrócimy.
I nie, generalnie nie jest to bardzo straszna gra. Już sam fakt, że nie mamy broni, jedynie latarkę, sugeruje nam, że nie dochodzi do scen walki (do ucieczki jak najbardziej, a jak stwór nas dopadnie, to nie mamy szans), co trochę pomaga. Nawet jeśli zginiemy, co czasem się zdarza, to nie jest to aż tak straszne (trochę jest, oczywiście, jeszcze przez chwilę „po” czuję ciarki na kręgosłupie).
Ekranów ładowania nie widujemy za dużo (głównie jak zginiemy), ale jak już są, to chwilę trwają.
Muzyka
W grach tego typu dobra ścieżka dźwiękowa to połowa klimatu. I, ojej. Jest bosko. Nie przytłacza, nie znika też w tle. Jeśli pamiętacie klimat Silent Hill i przypadł Wam do gustu, to Kholat reprezentuje podobną półkę, przynajmniej w tej kwestii.
Dźwięków otoczenia nie ma zbyt wiele, nie słychać niestety jak nasza postać chodzi. Jednym ze straszniejszych odgłosów towarzyszących nam od czasu do czasu jest coś przypominającego skrzypienie drzwi.
Polski dubbing można włączyć nawet jeśli ma się konsolę ustawioną na inny region i język interfejsu, co jest bardzo fajne, bo w polskiej wersji brzmi to trochę lepiej.
Grafika
Poza samym wstępem, towarzyszy nam nocne niebo i księżyc w pełni. Trochę drzew, płomieni, ośnieżone szlaki i skały. Wszystko wygląda dobrze.
Mam wrażenie, że czasem coś się jakby źle skleja, szczególnie gdy szybko obracamy naszą postać, ale to jedyny zarzut.
Sterowanie
Przez kilka godzin gry nie potrafiłam się przyzwyczaić do obsługi tych kilku zaledwie klawiszy. Co chwilę klikałam nie to, co trzeba. Większość akcji jest pod klawiszami ABXY. Zawsze, zamiast mapy zapalałam latarkę, a zamiast zamknąć mapę, otwierałam dzienniczek. Niby nic się nie dzieje, ale gra nie pauzuje świata, gdy korzystamy z elementów ekwipunku.
Detale
Podoba mi się to, że gra nie jest banalnie prosta. Momentami prowadzi nas za rączkę, ale nawigacja po mapie z użyciem kompasu, to sprytne podniesienie poziomu trudności. Podczas gry dobrze mieć ze sobą notatnik, bo znajdziemy czasem współrzędne, których nie ma na mapie.
Historia jest na raz, może na dwa. Mnie historia Przełędy Diatłowa pochłonęła już dobre parę lat temu, więc ten tytuł, to świetna okazja, by jeszcze mocniej wsiąknąć w klimat, by znów zanurzyć się w paranormalnych wyjaśnieniach tego, co stało się z dziewiątką uralskich studentów…
Dziękujemy IMGN.pro za dostarczenie gry do recenzji.
Dodaj komentarz