The Surge to tytuł, na który nie ukrywam, że bardzo czekałem. Pierwsze materiały promocyjne wyglądały bardzo zachęcająco, a kiedy zobaczyłem materiał z rozgrywki zostałem całkowicie kupiony. Kilka dni temu Konrad dał mi kod recenzencki. Czy moje nadzieje zostały spełnione? Czy może wręcz przeciwnie, pękły one jak bańka mydlana? Dowiecie się tego z recenzji, do której lektury zapraszam.
The Surge dzieje się w dystopicznej przyszłości. Akcja dzieje się około pół wieku od obecnych czasów. Ludzie wykorzystali niemal wszystkie zasoby naturalne Ziemi. Powstały więc maszyny, mające pozyskać ostatki surowców. Spowodowało to masowy wzrost bezrobocia, a co dalej idzie przesiedlenia ludzkości celem poszukiwania pracy, której nie przejęły jeszcze maszyny. Nasz bohater jest jednym ze zwyczajnych pracowników tajemniczej korporacji CREO. Poznajemy go już w momencie rekrutacji, po czym przywdziewa on egzoszkielet – wzorem gier z serii Crysis, zwiększający ludzkie możliwości. Niestety, coś idzie nie tak i nasz Warren musi mierzyć się z oszalałymi pracownikami CREO i agresywnymi maszynami.
Historia w The Surge nie jest niestety wybitna. Stanowi zaledwie element spinający przechodzenie między lokacjami. Muszę przyznać, że mnie nie wciągnęła, a do grania w produkcję Deck13 skłaniała mnie mechanika rozgrywki. Ta bowiem naprawdę potrafi wciągać. Opisując ją, najlepiej określić ją jako przyszłościowe Dark Souls. Osoby, które spędziły godziny z wymienionym tytułem poczują się w The Surge jak w domu. Zostało tu zachowane niemal wszystko, czego doświadczaliśmy przy serii Dark Souls. Począwszy od wysokiego poziomu trudności. Należy się na to przygotować. The Surge nie prowadzi gracza za rączkę. Wymaga opanowania walki albo umiejętnego unikania ewentualnych zagrożeń, na które jesteśmy jeszcze nieprzygotowani. Przeciwnicy są w stanie jednym lub dwoma ciosami zabrać nam sporą część zdrowia, zwłaszcza na początkowych etapach. Musimy więc rozwijać postać. Dokonujemy tego na dwa sposoby. Pierwszym z nich jest rozwijanie rdzenia egzoszkieletu. Można go określić jako swego rodzaju poziom postaci. Części złomu, które znajdujemy jako wolno-leżące znajdźki i elementy wypadające z pokonanych oponentów służą nam do zwiększania poziomu rdzenia Warrena (jedynie w centrum medycznym) oraz tworzenia i ulepszania wyposażenia – broni, korpusu, rąk, nóg i tak dalej. Większy poziom rdzenia pozwala montować implanty (stałe bonusy postaci) i przeciążać bardziej wymagające obwody zabezpieczeń, otwierając nam wejście do nowych lokacji. Jak wspomniałem, w grze występuje także system wytwarzania przedmiotów. Posiadając odpowiedni schemat (odnajdywany na zasadzie takiej, jak sprzęt) jesteśmy w stanie stworzyć lepszy oręż, czy uzbrojenie. Trzeba jednak mieć do tego odpowiednią liczbę określonych części mechanicznych i zwykłego złomu. Ten ostatni stanowi w The Surge walutę. Każda śmierć Warrena pozbawia go zdobytych do tej pory, nie zdeponowanych części złomu. Po odrodzeniu się w centrum medycznym mamy kilka minut na dotarcie do punktu, w którym zginął i odzyskanie waluty.
Wspominałem już, że na naszej drodze co i rusz stają przeciwnicy. Warren jest sobie w stanie z nimi bardzo efektowanie, a także efektywnie, poradzić. Walcząc z oponentami nieodzowne jest namierzanie naszego celu (blokujemy się na nim, naciskając prawą gałkę analogową). Otwiera nam to dostęp do mierzenia w poszczególne części przeciwnika. Jest to tym istotniejsze, że odpowiednio częste i mocne uderzanie nóg, ręki trzymającej broń, czy głowy zwiększa szanse na odcięcie danego elementu (po przytrzymaniu kwadratu na padzie). Nie dostarcza to przyjemności jedynie wizualnej, ale odciętą część (jeśli jest w dobrym stanie) możemy sami wyekwipować. Jest to podstawa zwiększania statystyk głównego bohatera. Bronie i osłony zdobywa się na przeciwnikach, stąd walki będziecie toczyć często. Co nieraz sprawia, że porywamy się z motyką na słońce – lepszy przeciwnik oznacza lepszy łup i lepsze statystyki, ale i zdecydowanie większe prawdopodobieństwa śmierci. The Surge jednak jak mało która inna gra wywołuje u gracza podejście na zasadzie „JA nie dam rady?”. I często nie dajesz. Ale i tak próbujesz. Bo „JA nie dam rady?”.
Jeśli chodzi o kwestie techniczne i audio-wizualne, nie mam się do czego przyczepić. The Surge działa płynnie i ani razu nie doświadczyłem spadku liczby klatek na sekundę. Animacje są bardzo przyjemne i oglądanie wykończeń oponentów naprawdę może się podobać. Podobnie jak grafika. The Surge jest po prostu piękne. Co prawda lokacje mogłyby być bardziej zróżnicowane, jeśli jednak weźmiemy poprawkę na to, że poruszamy się po terenie fabryki, rozumiemy zasadność powtarzalnych miejscówek. Tym bardziej, że wpływają one na klimat gry. Udźwiękowienie jest bardzo dobre. Niesamowicie kontrastuje muzyka słyszalna w centrum medycznym z dynamiczną rozgrywką. Same odgłosy walki też są dobrze nagrane i ma się wrażenie rzeczywistego uczestniczenia w starciach.
The Surge to bardzo udana produkcja. Oferuje kilkadziesiąt godzin rozgrywki, w której historia nie wciąga, ale wynagradza to rozgrywka. Jeśli lubiliście Dark Souls i cenicie klimat science-fiction, to pokochacie The Surge. Nawet mimo powtarzalnych lokacji i prostego bohatera. W recenzowanej produkcji najważniejsza jest rozgrywka i to ona decyduje o jakości produktu. Ja polecam. Nie zawiodłem się.
Dziękuję firmie CDP za dostarczenie kodu recenzenckiego.
Dodaj komentarz