Na rynku nie uświadczymy zbyt wielu pozycji skierowanych do fanów NBA. Właściwie to w grę wchodzi tylko jeden tytuł – seria 2K. Rewelacyjna gra – jednak jej poziom skomplikowania pozwala czerpać z niej maksymalną radość tylko największym fanom koszykówki. Na pewno duża część z was zna jednak NBA Jam. Oryginał powstał jeszcze w latach 90’tych, a ostatnia jego reinkarnacja miała miejsce na PS3 w roku 2010. Remaster tej genialnej (a jak!) pozycji nie zrobił już takiego wrażenia w czasach konsol siódmej generacji. Ten niedopuszczalny brak na rynku postanowiło wypełnić Saber Interactive z NBA Playgrounds. Jednak czy najzwyczajniej w świecie taka formuła jest jeszcze grywalna?
Tytuł oddaje nam do dyspozycji wszystkie kluby NBA. Niestety w każdym z nich możemy odblokować różne ilości graczy – czasem czterech, czasem sześciu itp. Zdarza się też, że nie jest to „pierwszy sort” zawodników, a zdecydowanie mniej znane postacie (Marcina Gortata brak…). Samo odblokowywanie zawodników jest jednak bardzo przyjemne. Rozgrywając mecze zdobywamy punkty doświadczenia. Po wskoczeniu na wyższy poziom (jak w RPG!) otrzymujemy paczki z kartami zawodników. Jeśli trafimy na nowego – odblokowuje się on do gry. Jeśli karta jest zdublowana (mamy już go w kolekcji) gracz ten zyskuje dodatkowe doświadczenie. Tak – dobrze czytacie. Zawodnicy także zdobywają punkty doświadczenia. Każdy mecz (szczególnie wygrany) zwiększa ich ilość. Po uzyskaniu nowego poziomu otrzymują oni nowe zagrania. Dodam jeszcze, że możemy trafić nie tylko na aktualnych graczy, ale i na „emerytowanych” np. Wilta Chamberlaina.
Na początku mecze rozgrywane są na jedynym boisku (oczywiście gramy 2 na 2). Nowe place odkrywamy rozgrywając turnieje na całym świecie. Co otrzymujemy oprócz turniejów? Możemy rozegrać pojedynczy mecz. Tak dobrze zauważyliście – postawiłem na końcu zdania kropkę, a nie przecinek. A gdzie trening, jakieś puchary, kariera? Nie ma. To wszystko co przygotowali dla nas twórcy. Jeśli coś się wam nie zgadza, bo przecież słyszeliście o trybie gry online to macie rację. Jest w menu. Niestety deweloper zapomniał go uruchomić na premierę gry. O ile na PS4 oraz Xbox One jest on aktywny (jednak co do jego działania są wątpliwości) tak wersja na Switcha nie ma go aktywnego. Dość podły ruch ze strony producenta. Nazywa się to sprzedażą wybrakowanego produktu. Na dodatek moja irytacja sięga dużo dalej ze względu na fakt, iż wyraźnie Saber Interactive ogłosiło, że gra otrzyma dużą aktualizację (m.in. z trybem online) KILKA DNI PO PREMIERZE. Ta miała miejsce 9 maja. Trzy tygodnie później nadal wiemy tylko tyle, że ma ona się pojawić WKRÓTCE. Brak słów.
Skoro ustaliliśmy już, że zawartość produkcji jest niewielka i na dodatek pozbawiona kluczowej funkcji w grach sportowych to wypada mi przejść do najważniejszego aspektu czyli jak się w to gra. A bez ogródek muszę stwierdzić, że jest bardzo dobrze. Mechanika jest bardzo bliska NBA Jam. I nadal się sprawdza. Rozegranie kilku meczy daje sporą frajdę. Jest mocno zręcznościowo, faule nie istnieją, a wsady jakie jesteśmy wstanie wykonać powodują o zawrót głowy! Arcade w czystej postaci. Im efektowniej gramy tym szybciej ładujemy pasek specjala. Kiedy zapełni się on w całości – gra losuje bonus dla naszej drużyny. Może to być nieustanny sprint, skrócenie czasu dla drużyny przeciwnej na rozegranie akcji lub mnożnik punktów za zdobycie kosza z określonej pozycji. Bonusy te są na tyle interesujące, że spokojnie mogą odwrócić losy meczu. Oczywiście to zarazem zaleta jak i wada. Nie ma nic bardziej denerwującego gdy zdecydowanie prowadzę, a przegrywam mecz bo drużyna przeciwna wylosowała kilka dobrych bonusów. Oczywiście w drugą stronę mechanizm jest rewelacyjny. Muszę jednak doczepić się wykonywania rzutów. Otóż kluczowe jest puszczenie przycisku w odpowiednim momencie. Niestety w grze nie ma żadnego wskaźnika „naładowania” rzutu więc musicie robić to na ślepo. Jest to bardzo nieintuicyjne. Szczególnie kiedy gracie z kimś nowym – łatwo może się zrazić kiedy go ogracie. Jednak nawet po większej ilości meczów bardzo łatwo zepsuć efektowny wsad. Zapewne nie zgadniecie, ale twórcy zapowiedzieli, że takowy wskaźnik pojawi się w…. aktualizacji. WKRÓTCE.
Grafika jest kolorowa i na ekranie Switcha prezentuje się przyzwoicie. Opadu szczęki nie ma jednak jest solidnie. W wersji przenośnej obraz jest lekko rozmazany (i w 720p). Na ekranie rozmycie znika, a i rozdzielczość osiąga 1080p. Karykaturalne duże głowy koszykarzy są bardzo podobne do oryginałów i bez problemu rozpoznacie swoich ulubieńców. Muzyki z kolei nie ma tutaj prawie w ogóle, a to co jest, absolutnie nie wpada w ucho. Podobnie z komentarzem. Standard. Na dodatek na siłę ma być śmiesznie, a nie jest nic a nic. Jak na tak dość niewymagający graficznie tytuł, czasy ładowania są niestety dość spore. Sami wiecie jak irytujące jest kiedy dziesiąty raz pod rząd restartujecie przegrany mecz, a ten się ładuje, ładuje i ładuje.
Oczywiście chyba nie muszę dodawać, że gra nabiera rumieńców podczas gry ze znajomym na kanapie. Tutaj przewaga Switcha jest niepodważalna – zawsze dwa pady pod ręką, więc możecie rozegrać meczyk lub dwa gdzie i kiedy tylko chcecie. Jednak czy warto zainwestować w nią swoje pieniądze? Gra się świetnie, jednak potrzebujemy do tego znajomych. A przynajmniej żywego przeciwnika. Wyraźnie widać, że tytuł ten ukazał się kilka tygodni za szybko i nie wszystko zostało dopięte na ostatni guzik. Na waszym miejscu rozważyłbym zakup w momencie kiedy pojawi się zapowiadana, nieszczęsna aktualizacja. Wtedy możecie spróbować. Jednak tylko jeśli jesteście fanami NBA Jam i posiadacie znajomych z którymi możecie pociąć od czasu do czasu. W przeciwnym wypadku – nie ma sensu. Zdecydowanie nie mogę powiedzieć, że jest to NBA Jam 2017 roku. Szkoda.
Dziękujemy za dostarczenie gry do recenzji firmie Saber Interactive.
Dodaj komentarz