Uwielbiam serię Mass Effect. Trylogia Sheparda to jedne z moich ulubionych serii gier poprzedniej generacji. Choć jestem jednym z większych hejterów zakończenia Mass Effect 3, to i tak uwielbiałem ten świat, ten klimat i tą opowieść. Do Mass Effect: Andromeda podchodziłem od początku bardzo sceptycznie. Kiedy na E3 w 2016 roku na konferencji EA nie pokazano żadnego trailera czy rozgrywki, a jedynie dziennik developerski przekonany byłem, że do premiery gry minie jeszcze sporo czasu. Ta jednak nastała szybciej niż sądziłem. Czas więc ocenić najnowsze dzieło BioWare.
W Mass Effect Andromeda wysłani jesteśmy do tytułowej galaktyki. Jesteśmy członkami misji, której celem jest kolonizacja zupełnie nieznanej galaktyki. To bardzo ciekawy koncept, który niestety według mnie został słabo zrealizowany. Nowa galaktyka aż prosi się o niespotykane wręcz miejsca, rasy, technologie. Zamiast tego mamy tutaj spory zmarnowany potencjał ze strony developerów. Owszem, odwiedzane przez nas planety są piękne, różnorodne i obce, ale poznamy tutaj tak naprawdę tylko dwie nowe rasy, obie oczywiście humanoidalne. Już we wcześniejszych Mass Effectach raziło mnie, że prawie każda rasa przypomina ludzi, stoją prosto, mają po dwie ręce i dwie nogi. Tutaj, w nowej galaktyce, jest identycznie. Rozumiem, że zaprojektowanie i zaprogramowanie obcych drastycznie różniących się anatomią od ludzi wymagałoby mnóstwo pracy, ale mowa tutaj o BioWare – studiu legendzie, które mogłoby pozwolić sobie na takie eksperymenty.
Na samym początku gry strasznie zraziło mnie to, że ledwo co lądujemy na nieznanej planecie, pokonujemy pierwszych przeciwników, a z nich wypada amunicja, która pasuje do naszych broni. Mało tego, kiedy zwiedzamy antyczne ruiny to znajdziemy w nich również amunicję do naszych spluw. Nasze komputery bez problemu łączą się z komputerami wroga. Zdaję sobie sprawę, że to tylko gra, ale tego typu rzeczy wyrywają mnie z tego świata. BioWare wysłało nas 2.5 miliona lat świetlnych stąd by zaprezentować nam światy, które są bardzo podobne do tego, co widzieliśmy wcześniej. Żyjemy w świecie, gdzie czasem ciężko przenieść plik z komputera z Windoswem na Mac OS, a w Mass Effect: Andromeda bez problemu łączymy się z nowo poznaną technologią.
W grze wcielamy się w postać jednego z rodzeństwa Ryderów. To ciekawy zabieg, który pozwoli nam wybrać postać kobiety lub mężczyzny, jednocześnie pozostawiając drugiego bohatera obecnym w grze. Oboje są dziećmi Aleca Rydera, czyli ludzkiego Pathfindera, dowodzącego jedną z 4 arek, które przewożą mieszkańców Drogi Mlecznej. W wyniku komplikacji po przylocie do Andromedy szybko zostajemy mianowani na stanowisko naszego ojca. Orientujemy się, że pozostałe 3 arki nie doleciały jeszcze do Andromedy, a Nexus, czyli tutejszy odpowiednik Cytadeili, który przyleciał wcześniej, wedle prawa Murphy’ego przeszedł same najgorsze rzeczy. Naszym zadaniem jako Pionier będzie poszukiwanie i przystosowanie nowych planet do życia za pomocą technologii pozostawionej przez dawno wymarłą rasę obcych (brzmi znajomo?). Wykonujemy różne zadania, zbieramy materiały i sprawiamy, że z nienadających się do życia skał tworzymy planety, na których mogą osiedlić się nasi towarzysze. Szkoda tylko, że większość misji to typowe zbieractwo z otwartego świata. Przynieś to, znajdź tamto. Aby uruchomić przekaźnik włącz koniecznie 3 generatory. Znamy to z setek innych gier i niestety BioWare w tej kwestii zabrakło polotu. Całe szczęście, że główne misje i zadania naszych kompanów są dużo ciekawsze.
Jedną z rzeczy, które najbardziej lubiłem w poprzednich odsłonach było przechadzanie się po statku czy Cytadeli i rozmowa z napotkanymi obcymi i ludźmi, poznawanie ich osobowości i historii. Mogłem godzinami słuchać ich dialogów i chłonąłem ten świat całym sobą. Na szczęście w Andromedzie miałem podobnie. Z wielką chęcią rozmawiałem z każdym, bo chciałem dowiedzieć się jeszcze więcej o wszystkim dookoła mnie.
Niestety trochę gorzej wypada tutaj nasza drużyna. Znajdziemy w niej sporo ciekawych postaci, jedne od razu przypadną nam do gustu, inne mniej. Ale nie są to ani Garrus, ani Tali czy Miranda. Oryginalny zespół Normandii jednak podobał mi się dużo bardziej i miał w sobie więcej charakteru. Może przemawia przeze mnie teraz sentyment, ale ogólnie większość postaci czy fabuły z oryginalnej trylogii pasowała mi bardziej niż to, co znajdziemy tutaj. Oczywiście dalej będziemy budować więzi z naszą załogą czy wdawać się w między gatunkowe romanse. Dialogi i fabuła to zawsze był mocny element Mass Effectów i podobnie jest w Andromedzie. Niestety mniej tutaj poważnych decyzji, takich jak w oryginalnej trylogii. Decyzja o wyleczeniu Genofagium, pozostawienie przy życiu rasy Rachni czy zdecydowanie o losie konfliktu pomiędzy Quarianami a Gethami to tylko część decydzji, jakie mogliśmy podjąć w poprzednich odsłonach. Tutaj niestety takich znaczących decyzji nie podejmiemy.
Duże zmiany nastąpiły w systemie dialogów. Wcześniej zazwyczaj mieliśmy trzy możliwe odpowiedzi – dobrą, zła i neutralną z ewentualną czwartą opcją do zadawania pytań i zdobywania dodatkowych informacji. Tutaj nie jest to już tak oczywiste. Zamiast jednoznacznych odpowiedzi mamy kwestie przypisane do nastroju i uczuć. Czy mamy odpowiedzieć coś z głębi serca? Czy może posłużyć się żelazną logiką? To dużo lepsze rozwiązanie, które sprawiło, że zastanawiałem się którą odpowiedź wybrać. W poprzedniczkach grałem jako Paragon i zawsze wybierałem górną odpowiedź. W Andromedzie więcej czasu spędziłem na analizowaniu moich własnych odpowiedzi.
Sporo zmian zaszło w kwestii strzelania. Wreszcie nasz bohater nie jest skazany na poruszanie się po jednej płaszczyźnie. Tam gdzie Shepard nie potrafił nawet skakać, tak Ryder to prawdziwy mistrz platformówek. Nasz skafander wyposażony jest w specjalny silnik odrzutowy, który pozwala nam wysoko skakać, przeskakiwać przepaści czy wykonać szybkie uniki na bok. Zwiększoną mobilność witam z otwartymi ramionami. Nie jestem jednak do końca przekonany do automatycznego systemu osłon. Kiedy podejdziemy do takiej nasz bohater sam się do niej przyklei. Nie podoba mi się to zbytnio, wolę mieć większą kontrolę nad tym aspektem, bo automatyczne wykrywanie nie zawsze działało.
Pożegnać za to można system klas. Tzn dalej jest on tutaj obecny, ale nie wybieramy sobie klasy na początku gry na którą jesteśmy potem skazani. Zamiast tego sami wybieramy jakie umiejętności rozwijać i klasę możemy na podstawie tego zmienić w dowolnym momencie, nawet w trakcie walki. To dobre rozwiązanie, które pozwoli nam dostosować umiejętności do aktualnych warunków na polu bitwy.
W trakcie walk wciąż towarzyszą nam dwie postaci, którym możemy wydawać rozkazy, ale są one bardzo ograniczone i praktycznie w ogóle z tego nie korzystałem.
Muszę pochwalić nowy pojazd kołowy do poruszania się po planetach. Nomad jest o niebo lepszy niż nieszczęsne Mako z pierwszego Mass Effect. Jeździ się nim przyjemnie i nie musimy walczyć ze sterowaniem. Przydaje się przy eksploracji planet. Powraca tutaj też skanowanie planet w poszukiwaniu surowców, ale jest tak samo nudne jak zawsze.
W przerwie pomiędzy kolonizowaniem nowych światów możemy udać się do trybu wieloosobowego. Powraca tutaj bowiem znany z Mass Effect 3 tryb online. Wraz z trzema graczami odpieramy kolejne fale wrogów zdobywając nowe wyposażenie, ciuchy, bronie itd. To ciekawa odskocznia i całkiem fajny pomysł na zabawę ze znajomymi. Jak podobał się wam multi ME3, to Andromeda was nie zawiedzie.
Sporo było narzekań na warstwę techniczną gry, szczególnie animacje. Te wyglądały komicznie, żeby nie rzec wręcz tragicznie. EA szybko załatało sprawę i sam osobiście nie spotkałem się z niczym szczególnym. Ale nie zmienia to faktu, że po firmie BioWare spodziewać by się można było więcej.
I to chyba najlepsze określenie tego dzieła. To trochę tak, jakby szkolny prymus oddał pracę na mocną czwórkę z plusem. Nie jest to w żaden sposób zła ocena, ale po kimś takim spodziewamy się jednak więcej. Być może przemawia przeze mnie spory sentyment do oryginalnej trylogii, ale niestety Mass Effect: Andromeda odrobinę mnie zawiodło. To nie jest zła gra, wręcz przeciwnie, to bardzo dobry tytuł, ale po BioWare spodziewałem się dużo, dużo więcej. W mojej ocenie wyszło nie najlepiej. A szkoda.
Ocena portalu: 7.9
Dziękujemy EA Polska za dostarczenie gry do recenzji.
Rozgrywka:
Galeria:
Dodaj komentarz