Zapewne czytaliście już jakiś czas temu o przygodach rycerza z łopatą. Shovel Knight ukazał się już chyba na wszystkie możliwe platformy. Jeśli jednak jeszcze nie mieliście z nim do czynienia to już chyba lepszej okazji nie będzie. Tym bardziej, że wersja na Switch otrzymuje najpełniejsze i najbardziej sycące wydanie tej produkcji.
Shovel Knight: Treasure Trove jest pakietem wszystkich wydań i dodatków do gry, jakie ukazały się do tej pory na rynku. Oprócz przygód Shovel Knihgt’a otrzymujemy również Plague of Shadows oraz Specter of Torment. Dla tych, którzy nie słyszeli jeszcze o tej pozycji (są tacy?) szybkie wyjaśnienie z czym mamy do czynienia. Otóż Shovel Knight jest połączeniem platformówki 2D z grą akcji oraz elementami RPG. Mimo, że gramy sympatycznym rycerzem to w jego dłoni zamiast miecza znajduje się… łopata. To ona służy do walki oraz wykopywania monet i klejnotów (waluta w grze). Co sprawiło, że tytuł ten zdobył sobie olbrzymie grono fanów, a Yacht Club Games przeniosło go na wszelkie możliwe platformy? Złożyło się na to kilka czynników.
Pierwszym jest oczywiście retro klimat tytułu. Jak widzicie na zdjęciach, cała gra jest utrzymana w 8-bitowej oprawie. Tyczy się to zarówno grafiki jak i muzyki. O ile strona graficzna spełnia swoje zadanie i nic ponad to (w końcu to 8-bitów) tak muzyka to mały majstersztyk. Mimo charakterystycznych „pisków” ścieżka dźwiękowa zapada w pamięć. Cały czas nucę pod nosem utwór z pierwszego poziomu… Rewelacja! Na wspomniany retro-klimat ma wpływ nie tylko strona techniczna. Również sam gameplay. Mimo, że oprócz ciosu, skoku oraz skoku na łopacie nie znajdziecie tutaj więcej kombinacji to gwarantuje wam, że nieraz dostaniecie mocno w kość. A właściwie będziecie dostawać w kość cały czas. Jest naprawdę trudno. O ile przeciwnicy mogą zabrać nam część z naszego życia tak skok w przepaść lub na kolce od razu kończy nasz żywot. Mimo sensownego rozstawienia checkpointów wcale nie jest łatwo. Mało tego. Każdy zgon powoduje utratę części zdobytej waluty. Możemy ją odzyskać ponownie dochodząc do miejsca zgonu. Jednak ponowna śmierć powoduje, że gotówka znika. Mechanizm jak w Dark Souls. A bez gotówki nie nabędziecie dodatkowych zbroi, ciosów ani czarów. A skoro już o tym wspomniałem to przejdźmy do kolejnego plusa gry.
Drugim czynnikiem, który jest mocną stroną tytułu są wspomniane elementy RPG. Dodatkowe zbroje o różnych właściwościach, nowe ciosy oraz magiczne przedmioty dzięki którym możemy np. strzelać „firebalem”. Przyznacie, że jak na platformówkę to całkiem spore urozmaicenie. Będziecie wracać do wcześniejszych poziomów, aby uzbierać kasę na dodatkowy asortyment. Jak w prawdziwym RPG!
Ostatnim plusem jest konstrukcja poziomów oraz ich urozmaicenie. Lodowe plansze, gdzie nasza postać ślizga się, kompletnie ciemne komnaty gdzie musimy skakać po platformach, a jedyne światło dostarcza nam błysk pioruna. Przez jedną sekundę. Mamy tutaj nawet plansze pod wodą! Idealne połączenie – jest trudno, ale bardzo pomysłowo. Właściwie na każdym poziomie będziecie czymś zaskakiwani. I to chyba one stanowią największy atut gry.
Jak już wspominałem oprócz głównego dania czyli przygód Shovel Knighta otrzymujemy dwa dodatki. O ile Plague of Shadows jest zwykłą, miłą odmianą (nowa postać o nowych umiejętnościach) tak Specter of Torment jest tak naprawdę osobną pozycją. Ukazuje nam historie sprzed wydarzeń z podstawowej wersji gry. Wcielamy się tutaj w postać Specter Knighta. Dostajemy tak naprawdę nową mechanikę gry (no – przynamniej w pewnym zakresie). Przede wszystkim nowy bohater może wspinać się po ścianach. Dzięki nowym ciosom możemy atakować potwory z wyskoku za pomocą „dasha”. Możecie mi wierzyć, że zmienia to rozgrywkę kolosalnie. Do tego nowe poziomy oraz ciekawi bossowie. Żeby wszystkie „dodatki” do gier były tak dobre.
W takim razie czy gra posiada słabe strony? Nie. Zaskoczeni? Oczywiście można doczepić się niuansów. Przeciwnicy są mało zróżnicowani. Często różnią się od siebie tylko kolorem… Jak wiecie, możecie odzyskać straconą kasę po śmierci – wystarczy zebrać latające worki z nią w miejscu śmierci. Problem w tym, że jeśli zginiecie wpadając do przepaści to worki te pojawią się dokładnie w tym miejscu… Odzyskanie ich jest wtedy praktycznie niemożliwe. I to właściwie wszystko. Nie nazwałbym nawet tych dwóch rzeczy wadami.
Przyznaję, że bawiłem się z tym tytułem rewelacyjnie. Na dodatek jest on idealny do gry na Switchu. Możecie odpalić sobie jeden poziom np. podczas jazdy autobusem na uczelnie. Naprawdę nie jestem wam wstanie nie polecić przygód „kopacza”. Za 105zł (cena z eshopu Nintendo) otrzymujemy długą, trudną i satysfakcjonującą pozycję. Jeśli lubicie wyzwania, lubicie platformówki i nie daj Boże spędziliście dzieciństwo na tego typu pozycjach to radzę wam dokupić powerbank do konsoli. Nie będziecie wstanie się oderwać.
Grę do recenzji dostarczył Dystrybutor Nintendo Polska – ConQuest Entertainment a.s..
Dodaj komentarz