Sporo było zamieszania wokół kontynuacji DB Xenoverse 2. Gdy pierwszy raz logotyp tej gry pojawił się na jednym z tajwańskich targów, całość została zdementowana przez Bandai Namco. Wiele miesięcy później wciąż nie było nic wiadomo, aż nagle pojawiła się oficjalna zapowiedź. Co przede wszystkim obiecali nam twórcy? Lepszą grafikę, stałe 60 klatek i nową angażującą rozgrywkę. Ostatecznie większość z tych obietnic spełnili, jednak sposób w jaki to zrobili nie jest zadowalający.
W nowej części Xenoverse spotykamy znane nam z jedynki postacie – walczymy z tymi samymi antagonistami Mirą i Towa. Tym razem towarzyszy im jeszcze zamaskowany sprzymierzeniec o fryzurze bardzo podobnej do Goku. Czy to on? Czy mamy tutaj do czynienia z klonem? Dlaczego znów tak bardzo zależy im na zmienianiu linii czasu? Tego wszystkiego dowiecie się przechodząc główną linię fabularną. Od pierwszej minuty zostaniecie w nią zaangażowani poprzez misje treningowe. Warto poświęcić im 100% uwagi, bo jeśli nie graliście w pierwszą część, to system walki może Was lekko przerazić. Poza atakami fizycznymi – lekkim i mocnym, mamy jeszcze dostęp do strzelania energią Ki. Ponad to możemy się też bronić, robić uniki, teleportować zza plecy przeciwnika. Niewiele z tych pojedynków przebiega na ziemi, polecam szybko opanować umiejętność latania. Jest tego sporo i nie myślcie, że gra pozwoli Wam przejść cały wątek fabularny wciskając tylko jeden przycisk, to nie tego typu produkcja.
Po ukończeniu samouczka przyjdzie nam poznać Cotton City – bazę wszystkich operacji i aktywności. Jej wygląd potrafi onieśmielić, szczególnie tych, którzy przywykli do Toki Town z pierwszej części. Nowy hub jest 6 razy większy niż jego poprzednia wersja! W samym jego centrum stoi pomnik bohatera, bez którego ta ekspansja nie mogłaby się odbyć – naszego avatara z pierwszej części. Jeśli nie graliście w Xenoversa, to możecie wybrać jedną z wygenerowanych postaci lub załadować zapis z poprzedniej i zobaczyć dumny hologram swojego bohatera. Uda Wam się go spotkać również później w trakcie fabuły, jednak nie spodziewajcie się większych interakcji. jak w jedynce Wasz obecny, lub też poprzedni avatar nie mówią, co w moim odczuciu jest niezmiernie frustrujące.
Poza samym Cotton City mamy też dostęp do zupełnie nowych miejsc związanych z dodatkowymi aktywnościami. Nie mówię tutaj o zadaniach zwanych paraller quest, które dobrze poznaliśmy w jedynce. W Xenoverse 2 twórcy położyli duży nacisk na suwerenność ras dostępnych przy kreacji postaci. Nowe miejsca, od których zaczęłam akapit to fragmenty uniwersów danych ras, gdzie możemy wykonywać dodatkowe zadania, za które otrzymujemy unikalne nagrody. O ilości tych zadań decyduje wybrana przez nas rasa. Bardzo pochwaliłabym tę innowację gdyby nie fakt, że większość misji to albo kolejne walki, albo abstrakcyjne czynności jak przynoszenie Boo jedzenia, czy taniec przed Herculesem.
Czas na odpowiedź na ważne pytanie – co właściwie z tych walk mamy? Napisałam już wcześniej, że gry nie przejdziemy wciskając tylko jeden przycisk. Dzieje się tak głownie dlatego, że nie mamy tutaj samej bijatyki, a bardziej RPG z jej elementami. Po każdej walce zdobywamy doświadczenie, każdym kolejnym poziomem podbijamy statystyki wedle własnego uznania. Uczymy się nowych ataków specjalnych, modyfikujemy umiejętności również za pomocą ekwipunku, mamy dostęp do przedmiotów leczących czy czasowo podnoszących nasze możliwości podczas potyczek. W takiej sytuacji bardziej kluczowe jest podwyższanie poziomu bohatera, niż same umiejętności charakterystyczne dla bijatyk. Na misje wprawdzie rzadko wyruszamy sami, jednak nie polecam polegać na naszych komputerowych poplecznikach. Tak samo jak i w poprzedniej części ich inteligencja, pozostawia wiele do życzenia. Bardzo często marnują specjalne ataki, nie blokują się i nie robią uników. Lepiej postrzegać ich jako manekina, na którym wyżyje się przeciwnik, zanim obierze nas za cel niż faktyczną pomoc. Tutaj spotykamy się z kolejnym gatunkiem, którym Dragon Ball Xenoverse próbuje być – MMO. O ile misje fabularne i dodatkowe aktywności związane z bohaterami musimy przejść sami, o tyle wszystkie zadania, paraller questy, o których wspomniałam wcześniej możemy wykonywać online ze znajomymi lub przypadkowo spotkanymi graczami. Początkowo byłam sceptycznie nastawiona to tego trybu, głównie przez problemy jakie miała z nim poprzednia część. Tutaj nie musimy się jednak martwić, póki co serwery działają naprawdę sprawnie i komfortowo możemy bawić się z innymi. Polecam tę opcje, dużo łatwiej wykonamy zadania, nie narażając się na bezmyślnych pomocników.
W kwestii audio-wizualnej gra jest bardzo poprawna. Tak jak nam obiecano, utrzymuje stałe 60 klatek na sekundę. Tak samo dostaliśmy lepsze jakościowo tektury i całość wygląda ładniej niż poprzednia część. Jedyny problem jaki mam z oprawą, to strasznie widoczne ponowne wykorzystanie treści. Tryb fabularny nie zaoferował mi ANI JEDNEJ nowej mapy, której nie widziałabym w pierwszej części. Moim zdaniem jest to ogromny błąd, rozumiem, że najważniejsze jest przedstawienie nowej fabuły, oraz, że twórcy bardzo postarali się dokładając nowe aktywności, ale ten swoisty „recycling” mnie razi. Przez taki zabieg i identyczny schemat paraller questów jaki dostaliśmy w poprzedniej odsłonie, Xenoverse 2 jest dla mnie bardziej częścią 1.5. Wszystkie usprawnienia graficzne lub dodatkowe lokacje mogłyby być zawartością cyfrowego dodatku niczym większe DLC dla np. Destiny.
W ostatecznym rozrachunku ponownie mam problem z wystawieniem oceny. Dragon Ball Xenoverse 2 nie jest złą grą, jest krokiem do przodu względem swojego poprzednika. Jest to jednak za mały krok, by robić z niego osobny twór. Fani uniwersum i pierwszej części na pewno spędzą wiele godzin z tą grą i dostaną dokładnie to czego oczekiwali. Cała reszta przejdzie obok niej obojętnie, na co tak naprawdę nie zasługuje. Każdy, kto kiedykolwiek z wypiekami na twarzy obserwował zmagania Goku i spółki powinien dać temu tytułowi szansę.
Ocena portalu: 6.5
Grę do recenzji w wersji na PS4 dostarczył polski dystrybutor – firma CENEGA
Dodaj komentarz