Pierwszy rzut oka na screeny mówił jasno: powrót do przeszłości. Konkretniej powrót do platformówek lat 90-tych, kiedy królowały Metroidy i Mega Many. Po kilkudziesięciu minutach rozgrywki okazało się, że nie tylko szata graficzna i gatunek są w tym przypadku zbieżne…
Na samym wstępie warto zaznaczyć, że najmocniejszą stroną Azur Striker Gunvolt na pewno nie jest jego fabuła. Wcielamy się w Gunvolta, silnego adepta, który w wyniku robionych na nim eksperymentów, wszedł w posiadanie dosyć imponujących mocy. W praktyce naszym zadaniem będzie po prostu pokonywanie kolejnych przeciwników. Nowy poziom, kolejne odblokowane umiejętności, jakiś boss i nieustannie przerywające nam zabawę dialogi. W tej kwestii gra nie różni się wiele od swoich konkurentów ze średniej półki. Tak jak sam temat mógłby zainteresować gracza, tak sposób jego przekazania nie zatrzymał deweloperów nawet na sekundę.
Najbardziej zaskakującą i satysfakcjonującą częścią Azur Striker Gunvolta jest system walki. Zostajemy wyposażeni w jedną z kilku podstawowych broni oraz własne umiejętności, które zużywają pasek czegoś na wzór many. Pistolet służy nam do oznaczania wrogów, co zwiększa wielokrotnie obrażenia zadawane z wyekwipowanych aktualnie skilli. Strzelamy więc do naszego przyjemniaczka, po czym tworzymy wokół siebie elektryczne pole praktycznie zmiatające go z powierzchni planszy.
Na początku wprowadzony system wydawał się dosyć niewygodny. Podstawowe bronie zadają małe obrażenia, elektryczne koło miało dosyć niewielki zasięg i rzadko kiedy udawało się wychodzić z potyczki bez zadrapań. Jednak im szybciej rósł licznik pokonywanych wrogów, tym więcej płynności nabierała rozgrywka. Oznaczanie wychodziło coraz sprawniej, a mechaniczne umiejętności coraz szybciej rosły. Oryginalność pomysłu rośnie wraz z przyjemnością czerpaną z gry.
W tle leci świetna muzyka równie mocno przypominająca Mega Mana co kapitalna oprawa graficzna. Gracz siedzi więc przed swoim 3DS-em z old-schoolowymi myślami przebiegającymi przez głowę, czując jednocześnie, że nie ma do czynienia z remasterem czy nieudaną kopią. Powiew świeżości w postaci systemu walki i sympatyczne dialogi w połączeniu ze znanymi zagrywkami z innych platformówek zdawały się działać bardzo solidnie.
Pojawia się jednak pewien moment w grze, kiedy zaczyna powiewać monotonią. Jeżeli nie zagłębialibyście się mocno w nowe odblokowania, moglibyście bez problemu skończyć ten tytuł w dokładnie takim stanie, jak go zaczęliście. Azur Striker Gunvolt powinien zacząć wymuszać na nas zmiany w ekwipunku. Tymczasem wszyscy przeciwnicy wydają się tacy sami, nie chce wam się wyrzucać ulubionej umiejętności, a pistolet mający głównie jedno zadanie, sprawdza się całkiem nieźle. Wkrada się więc powtarzalność.
Jeżeli graliście we wspomniane wcześniej tytułu albo po prostu mieliście styczność ze znakomitymi platformówkami, wiecie, o czym mówię. Mówię o tym czynniku, który oddziela dobre od świetnego. O tym czynniku niepozwalającym wam zwątpić w ogrywany tytuł. Tymczasem kiedy po niecałych sześciu godzinach skończyłem wątek fabularny, nie miałem nawet ochoty sprawdzać, czy gra ma mi coś jeszcze do zaoferowania. Czułem, jakbym znał już wszystko na pamięć i nie potrzebowałem więcej wyzwań.
Skłamałbym jednak gdybym powiedział, że to nie było udanych sześć godzin. Nie wytrzymałbym pewnie tyle czasu na PS4 albo PC, ale 3DS idealnie nadaje się do takich tytułów. Kilka poziomów w tramwaju, boss w taksówce, końcówka kampanii wysiadając z metra… Azur Striker Gunvolt to kawał solidnej platformówki, który może zostać przy okazji krótką nostalgiczną wycieczką dla miłośników old-schoolowych wariacji.
Ocena portalu: 7.5
Grę do recenzji dostarczył Dystrybutor Nintendo Polska – ConQuest Entertainment a.s.
Dodaj komentarz