Moja przygoda z wrestlingiem sięga już grubo ponad kilkunastu lat. By oddać Wam mniej więcej strefę czasową, wspomnę tylko, że najważniejsze gale nagrywałem na kasetach VHS, bo były puszczane zbyt późno w nocy bym mógł je oglądać.
Jeśli więc wizja błyszczących panów, którzy prowizorycznie okładają się po głowach, dalej jest dla Ciebie – drogi czytelniku – absurdalna, głupia i dziecinna, to z góry możesz założyć, że moje wrażenia z WWE 2K17 Twojego poglądu nie zmienią. Resztę wycieczki proszę za mną.
Wrestling, zarówno ten rzeczywisty jak i wirtualny przechodził przez ostatnie lata wielkie zmiany. Ten realny stał się bardziej przystępny dla młodszej widowni, a ten cyfrowy zmienił wydawcę. O ile ten pierwszy element nie wszystkim pasuje, tak dla gry, zmiana wydawcy była moim zdaniem zbawienna.
Pod skrzydłami 2k pojawiły się już trzy edycje. WWE 2K17 czyli tegoroczna – jest już czwartą. Nie będę owijał w bawełnę. Nowy kierunek wrestlingu spod stajni 2k nie podobał mi się od samego początku. Oczywiście, była coraz lepsza grafika, nowe ciosy i na nowo zrobione animacje. Sęk tkwił w tym, że Yuke’s i Visual Concepts ubzdurali sobie w pewnym momencie, że powinna być to symulacja.
Tej koncepcji nie jestem w stanie zrozumieć. Gra traktująca o sporcie, który jest częściowo wyreżyserowany ma być symulacją, a więc zaprzeczeniem tego czym jest w rzeczywistości. To tak jakby nagle EA stwierdziło, że w sumie w FIFĘ fajnie by się grało bananami, albo piłką lekarską.
Najbardziej ucierpiało na tym sterowanie. Było absolutnie przekombinowane, wyprowadzanie ciosów można było porównywać z innymi symulatorami walk, a zwykłe ciosy submission były oparte o jeszcze dziwniejsze i niegrywalne mini gry. Do WWE 2K17 podchodziłem więc z pewnym dystansem, choć zarazem ciekawością, bo 2k ma pełen monopol na gry wrestlingowe na rynku. Albo oni, albo nic. Chyba, że znów odkurzę Nintendo 64 i uruchomię swoje ukochane WCW/nWo Revenge.
Mimo swoich obaw, podszedłem do najnowszej odsłony Spoconych Facetów 17 z otwartym umysłem.
Po pierwszym ekranie ładowania objawiła się moja słabość do tej serii od czasów SmackDown vs. Raw na PlayStation 2. Trzy magiczne literki, czyli CAW lub jak kto woli create-a-wrestler. Stworzenie swojego zawodnika i stawanie oko w oko z największymi wrestlingu od kilkunastu lat daje mi niezliczone poziomy immersji i grywalności. Dowód? Poniżej filmik, który wrzuciłem na YouTube 7 lat temu, po tym jak został utworzony w okolicach 2005 roku.
Powiedzenie „stara miłość nie rdzewieje” w tym przypadku sprawdza się w stu procentach. Zamiast sprawdzić, co tak naprawdę ma do zaoferowania WWE 2K17, w pierwszej kolejności zabrałem się za tworzenie swojej „podobizny”. Tylko takiej umięśnionej i wysportowanej.
Po kolejnym ekranie ładowania, moim oczom ukazała się studnia bez dna. Skończyły się czasy, gdy wybierało się losową twarz, nazwę i przebierało w ciuszkach. W najnowszym WWE nie ma chyba elementu, którego nie można by było ustawić. Edytor zawodników stał się tak absurdalnie rozbudowany, że jestem skłonny stwierdzić, że odstraszy większość graczy. Każdy element ciała, może być indywidualnie ustawiony. Chcesz mieć jedno oko wyżej, drugie niżej? Proszę bardzo. Chcesz być otyły, ale mieć najjędrniejsze pośladki świata? Twoja wola. Wysoki? Niski? Włosy na klacie? Na plecach? We wzorki czy szlaczki?
Kompletnie nie ma sensu rozwodzić się nad samym edytorem, bo samo wyliczenie wszystkich opcji zajęłoby mi kilka stron. Myślicie, że gdy stworzycie swojego wymarzonego zawodnika to skończy się Wasza zabawa? Wręcz przeciwnie – dopiero się zaczyna. Każdy cios możemy dostosować pod nasze potrzeby. Mamy możliwość wyboru cieszynek i ustawić inne w przypadku, gdy nasz bohater jest „facem” (czyli dobrą postacią), czy „heelem” (złą). Gdy poustawiamy te elementy możemy zabrać się za edytor wejściówki. Jeśli jesteśmy zmęczeni, możemy przypisać jedną z kilkudziesięciu gotowych. Gorzej jeśli nadal jest w nas energia. Istnieje bowiem coś takiego jak edytor zaawansowany. Tutaj następuje kolejna eksplozja umysłu.
Nasza wejściówka – czyli element, który trwa około półtorej minuty, jest w edytorze zaawansowanym podzielona na kilka elementów. W KAŻDYM z nich możemy wybrać osobne ruchy naszego zawodnika, osobne oświetlenie, muzykę, efekty pirotechniczne, a nawet film wyświetlany na ekranach zawieszonych na arenie. Czy wspominałem, że w tym roku można nawet nakręcić (w grze) swój własny film do wyświetlania podczas wejściówek. Jeśli kiedykolwiek mieliście jakiekolwiek marzenie związane z tworzeniem własnej postaci to prawdopodobnie jest ono w WWE 2K17 do spełnienia.
Efekt? Mając pomysł i „mniej więcej” wizję swojej podobizny, ale idąc momentami po łebkach i zostawiając sobie zabawę na później, swoją postać zrobiłem w zaledwie 3 godziny. Czy jestem szalony? Mam nadzieję, że fana wrestlingu to absolutnie nie zaskoczy, a mój czas wcale nie jest jakimś szalonym rekordem. Szczerze mówiąc, to nawet teraz – pisząc ten tekst – już mam w głowie kilka pomysłów jak usprawnić wygląd i „image” mojego zapaśnika.
Trochę się ten growy wrestling zmienił od czasów SmackDowna #PS4sharehttps://t.co/1Lv5iigQbT pic.twitter.com/jqZ7ZAY7pd
— Paweł Płocharski (@LoneWolfREV) 26 października 2016
Skoro już o myśleniu mowa – to czasu na tą czynność będziecie mieć aż nadto. Jeśli planujecie pograć dłużej w WWE 2K17, to z góry ostrzegam – nie zapomnijcie naładować swoich telefonów, zabrać ulubionej książki, lub przygotować sobie ulubionego serialu. Zmora poprzednich części bowiem nie zniknęła.
Przedstawiam Państwu ekran ładowania. Cichy bohater gry, z którym musicie nauczyć się żyć. Chcecie zmienić jeden mały element w waszej postaci? Spodziewajcie się co najmniej kilku ekranów ładowania. Najgorszy jest fakt, że często są bardzo długie. Kuriozalna była natomiast sytuacja, gdy gra ładowała się ponad półtorej minuty, by pokazać nie trwającą dłużej niż minutę wstawkę filmową zrobioną na silniku gry. Po niej oczywiście nastąpił kolejny ekran ładowania. Jeśli nie jesteście cierpliwi – uciekajcie. Jeśli tak jak ja kochacie wrestling – możecie czytać dalej.
Skoro pół sali opuściło już lokal, mogę przejść do sedna – czyli jak w zasadzie gra się w WWE 2K17. Najlepiej opisać to na przykładzie jednego z dwóch głównych trybów – kariery. Bez zbędnych spoilerów mogę powiedzieć, że gra zaczyna się od walki testowej czyli tzw. tutoriala. Problem w tym, że podpowiedzi w całym tutorialu dotyczącym walki brzmią mniej więcej: „pokaż nam co potrafisz”.
Jeśli więc nigdy nie graliście w poprzednie gry z serii WWE będziecie absolutnie zgubieni. Odruchowo wciskamy pauzę i wybieramy opcję instrukcji obsługi gry. Niestety w jej miejsce developer przygotował informację iż zasady są do pobrania z oficjalnej strony. Jak łatwo się domyśleć w pierwszej walce zrównano mnie z ziemią. Stwierdziłem jednak, że tak łatwo się nie poddam i postaram się zmierzyć z tą „symulacją”.
Po spokojnym przestudiowaniu menu, kilku ekranach ładowania i jednym filmiku na YouTube, gra jest zaskakująco prosta w obsłudze – o ile wie się co robić. Nie zrozumcie mnie źle. Na co dzień nie mam absolutnie nic wspólnego z grami z gatunku bijatyk. Uwielbiam je oglądać, ale kompletnie nie potrafię w nie grać. Jeśli więc stwierdzam, że WWE 2K17 jest do ogarnięcia – to jest do ogarnięcia.
Co więcej, w porównaniu do poprzednich edycji sterowania zdecydowanie bardziej usystematyzowano i uproszczono. W końcu gra daje przyjemność z grania, a jeśli ktoś nie przepadał za idiotycznymi mini gierkami, może i je zmienić w opcjach na bardziej zrozumiały system przyciskowy przypominający QTE (quick time events). Jeśli mimo wszystko nadal uznacie, że macie marne szanse to można nie tylko obniżyć poziom trudności, ale i zmodyfikować zachowanie sztucznej inteligencji na wielu poziomach (np. częstotliwość reversali, siłę ich ciosów itp.). Grę można więc bardzo mocno dopasować pod własne potrzeby o ile macie na to czas, cierpliwość i chęci. To nie jest gra, która w trybie natychmiastowym odda Wam to co kryje w sobie. Będzie to robić powoli, ale skutecznie.
Weźmy na przykład taki wspomniany tryb MyCareer. Zazwyczaj wyglądało to tak, że na początku gry trafiamy do podstawowej „ligi” NXT i zaczynamy starania z losowo dobranym partnerem o zdobycie pasa Tag Team. Była to nudna i żmudna droga, prawdziwa wręcz zapchajdziura do właściwego rosteru lub przynajmniej do solowej kariery. Natomiast zawsze trzeba było to jakoś przeboleć.
W tym roku, ku mojej radości, już na pierwszej gali mogłem wyjść na ring i z dumą ogłosić, że mój tag teamowy partner to dureń i szkoda mi na niego czasu. W końcu mamy prawie pełną kontrolę nad swoim losem, ze wszystkimi skutkami ubocznymi. U mnie skończyło się to spektakularnym fochem mojego kompana, który nie stawił się na naszą pierwszą walkę. Musiałem więc samemu stawić czoła dwóm przeciwnikom.
Gdzieś z końca sali słyszę jednak głosy fanów, które starają mi się przerwać i wrócić do początku wypowiedzi. „Jak to wyszedłeś na ring i go zwyzywałeś?” A właśnie! Od tego rocznej edycji w grze zaimplementowany został cały system promocyjny.
Jak on działa? O ile nie jesteśmy w bezpośrednim konflikcie z którymś z zawodników, na każdej gali możemy przeznaczyć segment dla samego siebie. Co z nim zrobimy zależy tylko i wyłącznie od nas. Możemy spróbować rzucić komuś wyzwanie, lub jak w moim przykładzie kogoś poniżyć. Możemy nawet zrobić face/heel turn. W teorii brzmi to genialnie, do tego stopnia, że słyszę jak weterani w tym momencie otwierają już okienka ze sklepem i szukają najtańszej oferty zakupu gry.
Moment. Spokojnie. Napisałem „w teorii”. Bo praktyka jest nieco gorsza. Po pierwsze niezależnie od wybranego rodzaju promosa system wypowiedzi wygląda podobnie i jest podzielony na kilka części. Ważnym jest by trzymać się danego tematu i stylu odpowiedzi, który odpowiada naszej postaci. Jeśli więc gramy kogoś złego, to nie zaczynajmy od słów „witaj cudowna publiczności”. Podobnie, jeśli wyszliście po to by kogoś sponiewierać, to nie opowiadajcie historii swojego życia. Brzmi logicznie prawda?
Problem polega na tym, że w każdej części macie kilka wersji wypowiedzi do wyboru. Są to zaledwie skróty początków wypowiedzi, które w wersji ostatecznej często mają absolutnie inny wydźwięk niż by wam się to mogło wydawać. Po drugie, na wybór macie bardzo ograniczony czas, więc jeśli wasza znajomość języka obcego jest słaba, to będziecie strzelać na oślep. Po trzecie publiczność – która ocenia wasz występ – bywa bardzo kapryśna. Są miasta gdzie tłum lubi słodko pierdzących zawodników, a są i takie gdzie trzeba walić prosto z mostu, a najlepiej zakończyć całą wypowiedź obietnicą spalenia całego świata.
Choć moja znajomość języka angielskiego jest na mocno zaawansowanym poziomie, to po kilkunastu godzinach gry, bardzo często zdarzało się, że ostateczne wypowiedzi były kompletnie inne od zamierzonych. A wystarczyłoby umieścić drobne wskaźniki sugerujące „złe” i „dobre” odpowiedzi. Skoro gra jest tak bardzo szyta na miarę i mamy możliwość kontrolowania absolutnie wszystkiego, to dlaczego nie mamy większej kontroli nad tym co mówi nasz zapaśnik.
Chciałbym też zwrócić uwagę na to, że większość dialogów i wypowiedzi pojawia się wyłącznie w formie tekstowej. Rozwiązanie trochę archaiczne, ale biorąc pod uwagę mnogość wypowiedzi, opcji, walk to jestem w stanie to przeboleć. Inaczej mówiąc, wolę mnogość tekstu pisanego niż powtarzające się w kółko te same wypowiedzi.
Tak jak ma to miejsce chociażby z komentatorami, gdzie po 3 – 4 walkach znamy ich wszystkie wypowiedzi. W dodatku po kilkunastu galach mamy już dosyć słuchania o tym, by absolutnie nie zmieniać kanału w TV, bo szykuje się niesamowite show.
Tym, którzy na bieżąco śledzą sytuację w realnym świecie WWE z pewnością będzie doskwierać jeszcze jeden element. Całkiem niedawno nastąpił podział brandów i zarówno RAW jak i SmackDown, mają znów swoje osobne pule zawodników, pasy i harmonogram. WWE 2K17 działa jeszcze na starym systemie. Nie psuje to w żaden sposób rozgrywki, ale jeśli ktoś absolutnie ma potrzebę bycia na czasie, powinien poczekać do przyszłorocznej edycji. To nie jest element, który da się poprawić patchem.
Tryb MyCareer w końcu nabiera blasku, choć troszkę obawiam się kierunku w który idzie. Od trybu kariery wymagam głębokich historii, wciągających konfliktów i nieprzewidywalności – coś co urzekło mnie lata temu, gdy po raz pierwszy zobaczyłem profesjonalny wrestling w telewizji. Developer mam niestety wrażenie idzie trochę w kierunku, by pokazać nam biznes „od środka”. Każda nasza walka jest oceniana, są mnożniki sławy i popularności, a ostatecznie naszym zadaniem jest, by sprzedać jak najwięcej koszulek z naszą podobizną. Oczywiście takie spojrzenie na sytuację ma swój urok, tylko że wszystkie te rozwiązania widzę w zupełnie innym trybie. Trybie, w którym wcielamy się w szefa całej korporacji, czyli WWE Universe.
W tym trybie decydujemy absolutnie o wszystkim. Kto ma pas, kto ma jakie walki, gdzie są walki, jak wyglądają, a nawet jaki kraj odwiedzimy. To tutaj chciałbym bawić się w biznesmena, który liczy cyferki, dba o sprzedaż gadżetów i ocenia pracę zawodników. W trybie kariery wolałbym się skupić na samej historii, niekoniecznie generowanej losowo.
Na sam koniec pozostawię sobie stwierdzenie, że jeśli nie chcecie to nie musicie się bawić w całe to kreowanie wszechświata. Nie musicie tworzyć godzinami swoich zawodników, aren czy pasów. Możecie, ale nie musicie. Gra oferuje tak bogaty zestaw zawodników i rodzajów walk, że nie sposób, by na spokojnie zagrać we wszystkie konfiguracje. Możemy natomiast w kilka kliknięć ustawić sobie wymarzony pojedynek z udziałem naszych ulubionych wrestlerów. W tym roku dodatkiem są walki wśród publiczności oraz na zapleczu. To miły dodatek, choć nie spodziewajcie się fajerwerków. Szczególnie wśród publiczności, która dalej wygląda średnio.
Najważniejsze jest jednak, że pod tym wszystkim kryje się najlepsza gra wrestlingowa tej generacji. W wielu miejscach widać jeszcze miejsce na poprawę, ale kierunek w którym idzie developer sprawił, że znów zacznę przebierać nóżkami jak mała dziewczynka na myśl o kolejnej edycji WWE2k. Jeśli długie lata wyczekiwaliście na „ten” moment, by w końcu zaopatrzyć się w grę z logo WWE, to ten czas właśnie nastał.
Ocena portalu: 8.0
Dziękujemy firmie Cenega za dostarczenie gry do recenzji.
Po przeczytaniu tekstu przypomniała mi się gra WWF Wrestlemania: The Arcade Game, w którą zagrywałam się jako dzieciak 😉 od tej pory nie miałam styczności z żadnym wrestlingiem. Miło, że kreowanie można pominąć, bo mam wrażenie że teraz we wszystkich grach jest to stały element rozgrywki (nawet w Fifa17). Zachęciłeś mnie do wypróbowania!
Yay! Plus kreatora jest taki, że niekoniecznie trzeba robić swoją podobiznę, ale np. kogoś innego – bohatera gry, filmu, serialu czy nawet sąsiada 😛
Można się pobawić, ale z drugiej strony królem kreatorów są simsy 😀 W każdym bądź razie czuję się zachęcona, żeby spróbować tej nowości, dzięki 🙂
A widzisz, tutaj Ciebie zaskoczy kreator. Bo tworzenie zawodnika to nie tylko kształt pośladków i szerokość brwi – charakter też mu się ustawia, zupełnie jak w Simsach 😀