Wojna… wojna nigdy się nie zmienia. Wojna jest piekłem. Wojna to temat od lat poruszany w grach. Czy twórcom This War Of Mine udało się stworzyć dzieło, o którym potomni będą pamiętani przez dekady? Czy recenzowany tytuł będzie tak rozpoznawalną marką, jak Company of Heroes, Call of Duty i Commandos? Zapraszam do lektury, z której powinniście wywnioskować odpowiedzi na postawione wyżej pytania.
This War Of Mine: The Little Ones to rozszerzona wersja wydanej w 2014 roku gry. Nowością w edycji dostępnej między innymi na PlayStation 4 jest obecność dzieci. Przyznam szczerze, że nie grałem w „podstawkę”, ale występujące w recenzowanej produkcji latorośle są tak naturalnym elementem, że nie wiem, jak 2 lata temu można było wydać grę bez nich. Co prawda raczej nie sterujemy dziećmi, ale te przychodzą do naszego schronienia często szukając pomocy. Może nie jest to coś spektakularnego, ale niekiedy wizyta małych gości potrafi chwycić za serce. Przykładem może być tu przypadek, kiedy stanęły u progu bloku, w którym trójka głównych postaci stara się przetrwać. Dzieci przedzierały się przez okupowane miasto tylko po to, aby zdobyć (być może, nie miały gwarancji – ostateczna decyzja należy do gracza) lekarstwa dla matki. Tylko od nas zależy, czy damy im te leki, zachowamy dla siebie, czy może każemy im trwać pod drzwiami. Każdy odnajdzie tu coś bliskiego jego charakterowi i w tym właśnie jest jedna z największych zalet This War Of Mine – immersja jest tu nieziemska.
Oczywiście grupka naszych podkomendnych (losowo generowana, podobnie jak mapa i czas zakończenia wojny) ma swoje słabostki i mocne strony. Każda z postaci posiada zarys sensownie dobranej biografii. Możemy kierować na przykład poczynaniami reporterki, piłkarza (który kiedyś udzielał wywiadu poprzedniej postaci) i szefa kuchni. Są to więc osoby, których nie kojarzy się z wojną, a mimo tego znalazły się w niej i muszą sobie radzić. To również element, który bardzo silnie wpływa na emocje związane z graniem w TWOM. Odnosimy wrażenie, że sytuacja, jaka spotkała bohaterów mogłaby dotknąć także nas. I to jest przerażające…
Rozgrywka dzieli się na dwie zasadnicze części – zbieranie surowców i próby przeżycia w zdegenerowanym świecie (noc) oraz dbanie o potrzeby ocalałych i budowanie środków ułatwiających przetrwanie (dzień). Ten drugi etap wykorzystuje znalezione po zachodzie słońca surowce i umożliwia tworzenie w zasadzie niezbędnych dla przetrwania obiektów. Łóżko, krzesło, łopaty (służące tak do ataku, jak i do odgarniania leżącego tu i ówdzie gruzu), wytrychy, piec, piekarnik – wszystko to trzeba wytworzyć jeśli chcemy, by nasza trójka bohaterów przeżyła. Warto wiedzieć, że, jak to ludzie, postaci czasem chorują. Należy wtedy dać im odpowiednio podgrzany posiłek, lekarstwa, położyć do łóżka – jeśli tego nie zrobimy, niechybnie umrą. Śmierć jest wiecznie niebezpieczeństwem. Dylematy związane z wykorzystaniem medykamentów – może lepiej jednak przehandlować je z kimś za konserwy, czy posłaniem „lokatora” na wypad w poszukiwaniu materiałów są na porządku dziennym. Często, mimo że zdajemy sobie sprawę z wielkiego ryzyka, jakie niesie posłanie schorowanej i osłabionej ofiary wojennej do innego miejsca w poszukiwaniu surowców, decydujemy się na ten krok, bo reszta drużyny jest bardzo chora. Nasze schronienie też nie jest bezpieczne – może stać się celem ataku szabrowników, innych ocalałych starających się jakoś dotrwać końca wojny. My także możemy okradać inne budynki – jednakże odciśnie to piętno na psychice naszych podopiecznych.
Noc jest najbardziej zróżnicowana pod względem rozgrywki, bo wtedy to dzieje się najwięcej. Zawsze przy wychodzeniu z kryjówki wybieramy, kto z ocalałych ma co robić. Kto ma się położyć w łóżku, kto ma udać się na poszukiwania, a kto czuwać, żeby zminimalizować szansę na napadnięcie naszego obozu. Dla osoby, która udaje się w świat wybieramy przedmioty, które ma wziąć ze sobą na akcję. Plecak oczywiście ma ograniczoną pojemność i nierzadko będziemy musieli zadecydować, czy lepiej wziąć ze sobą łopatę, czy może jednak zostawić ją, a zamiast niej mieć wolne miejsce w ekwipunku bądź zabrać precjoza na handel. Noc jest także najbardziej niebezpieczną porą dnia – wtedy możemy zginąć z rąk innych mieszkańców okupowanej mieściny, czy też doświadczyć aktów przemocy. Czy przejdziemy obojętnie obok żołnierza starającego się zgwałcić niewinną kobietę? Wydamy głodującego złodzieja za puszkę konserwy, czy może damy mu odejść, odnosząc moralne zwycięstwo? Jeśli miałbym określić This War Of Mine dwoma słowami, byłyby to realizm i rozterki.
Strona dźwiękowa recenzowanej produkcji stoi na dobrym, zadowalającym poziomie. Co prawda brak tu jakiejś zapadającej w pamięć muzyki, oprawa audio jest ascetyczna, ale dzięki temu idealnie współgra z warstwą wizualną i klimatem gry – atmosfera opuszczenia, zagubienia, pozostawienia samemu sobie bez jakiejkolwiek nadziei na koniec wojny (liczba dni do jej zakończenia nigdy nie jest jasna, chyba, że sami utworzymy historię i ustalimy odpowiednio parametry) jest bardzo silnie odczuwalna. Polacy stworzyli świat realistyczny i piekielnie sugestywny.
https://youtu.be/zPpiDL8tzyg
This War Of Mine: The Little Ones to produkcja diabelnie grywalna. Dojrzała, mroczna, realistyczna i sprawiająca wrażenie szalenie prawdziwej. To prawdziwa perełka i aż szkoda, że nie została wydana na konsolę PlayStation Vita.
Grę do recenzji dostarczył wydawca: CENEGA
Dodaj komentarz