Gdybym napisał w 2008 roku recenzję Fallout 3 to mógłbym ją teraz skopiować, dodać klika zdań, pozmieniać szczegóły i proszę – gotowa recenzja Fallout 4. Te gry są tak do siebie podobne, że większość graczy po przeczytaniu tego zdania doskonale będzie wiedzieć czy kochać czy nienawidzić najnowszego dzieła Bethesdy.
Ale są też i tacy gracze, którzy nigdy w żadnego Falluta nie grali. To na nich chciałbym się skupić i głównie z myślą o nich powstał ten tekst.
Fallout to seria gier opowiadająca alternatywną historię świata, w którym po Drugiej Wojnie Światowej tranzystory nigdy nie zostały wynalezione, a USA i Chiny zbroiły swoje arsenały atomowe. W końcu wybucha konflikt i na ziemie wystrzelone zostają setki bomb atomowych niszcząc większość tego, co kiedyś było. W poprzednich Falloutach sterowaliśmy postaciami po wybuchu, tak w czwórce twórcy pozwolili nam zobaczyć świat przed wojną. Zaczynamy grę jako zgodne małżeństwo z małym dzieckiem. Przygoda rozpoczyna się w łazience, gdzie możemy wybrać sobie wygląd naszego bohatera (lub bohaterki). Edytor postaci jest bardzo rozbudowany i wielu graczy spędzi kilka chwil tworząc swoje wirtualne alter ego.
Po wybraniu wyglądu naszego protagonisty czeka nas krótka sielanka w domu, opieka nad dzieckiem, codzienne życie. Niestety ten szczęśliwy obraz nie trwa długo, bo chwilę później jesteśmy świadkami wybuchu wojny i zrzutu bomb atomowych na USA. Szybko opuszczamy nasz dom i udajemy się do pobliskiego schronu przeciwatomowego. W ostatniej chwili udaje nam się schronić. Pracownicy Vault-tec, firmy odpowiedzialnej za budowę schronów, każą nam wejść do komoro, która ma nas przebadać i oczyścić z ewentualnych śladów napromieniowania. Okazuje się jednak, że komory te nas zamrażają. Budzimy się 200 lat później, kiedy to do schronu przychodzą pewni nieznani ludzie, zabijają naszego współmałżonka i porywają naszego syna. Wybudzamy się ze snu i wyruszamy na pustkowia w poszukiwaniu porywaczy.
Streściłem wam tak oto pierwsze 30 minut gry. Po wyjściu ze schronu czekają na nas setki misji do wypełnienia, przedmiotów do odnalezienia i postaci do poznania. Głównym wątkiem jest poszukiwanie syna, ale po drodze będziemy musieli zdobyć przychylność kilku grup, które żyją w Bostonie. Trzeba ostrożnie wybierać sojusze, bo niektóre nasze ruchy mogą sprawić, że np. będziemy mieli więcej sprzymierzeńców wśród Minutemanów, jednocześnie zrazimy do siebie Bractwo Stali.
Fallout 4 to RPG z otwartym światem. Zwiedzimy miasto Boston i okolice. Mapa nie powala swoim rozmachem, ale stanowczo nadrabia to projektem świata. Z jednego końca mapy na drugi spokojnie przejdziemy w kilkanaście minut, ale po drodze zwiedzimy bardzo ładnie zaprojektowane i ciekawie skomponowane miejscówki. Stanowczo wolę mniejszą mapę, ale ciekawie wypełnioną niż setki kilometrów kwadratowych pustki.
Czeka na nas mnóstwo ciekawych rzeczy do odkrycia. Prawie każda napotkana postać zleci nam zadanie. Większość z nich opiera się na różnych wariacjach idź – zabij – przynieś, niemniej jednak zdarzają się ciekawsze zadania, które zapadają w pamięć.
Po raz pierwszy w historii serii nasza postać obdarzona jest głosem. Uważam tą zmianę za bardzo dobrą, bo pozwala lepiej wczuć się w postać. Szkoda przy tym, że ucierpiały na tym dialogi. Wcześniej przy rozmowach zawsze widzieliśmy dokładnie to, co nasza postać powie. Teraz ograniczone zostało to do prostych odpowiedzi typu „Sarkazm”. Wybierając taką opcję nie do końca wiemy co nas czeka.
Fallout 4 pomimo, że wypełniony jest pistoletami nie jest standardową strzelaną. Na to czy kula trafi wpływ ma wiele współczynników. W walce pomaga nam system V.A.T.S., który tutaj powrócił.
Od poprzedników różni się tym, że nie zatrzymuje już czasu, a zdecydowanie go spowalnia, przez co jesteśmy wciąż podatni na obrażenia. System ten pozwala nam wybrać konkretne części ciała naszych przeciwników. Dzięki V.A.T.S. możemy np. strzelić bandycie w rękę przez co ten upuści swój oręż. Z systemu nie możemy korzystać cały czas, gdyż ogranicza nas ilość punktów akcji.
Pomimo erpegowej otoczki twórcy postarali upodobnić grę do zwykłych FSP’ów. Nasi przeciwnicy chowają się za osłonami, a samo strzelanie bez V.A.T.S. jest zdecydowanie przyjemniejsze niż poprzednio.
Prawie każda czynność jaką wykonamy przyniesie nam punkty doświadczenia, za które awansujemy na wyższe poziomy. Po każdym awansie możemy odblokować jedną z dostępnych dla nas umiejętności. Wszystkie wyświetlone są na specjalnym ekranie. Co ciekawe do gry dodawany jest plakat, który przedstawia całe drzewko umiejętności.
Fallout 4 w niektórych momentach wygląda identycznie jak trójka. Minigry w hakowanie terminali czy otwieranie zamków nie różnią się absolutnie niczym.
W grze powraca Pip-boy, czyli ikoniczny komputer na rękę. To za jego pomocą przeglądać będziemy wszystkie statystyki czy ekwipunek naszego bohatera. Interfejs Pip-boya jest dość prosty i czasami mało czytelny. Będzie to szczególnie uciążliwe dla nowicjuszy, bo nie ma łatwego sposobu porównania np. dwóch przedmiotów. Nawet teraz, po kilkudziesięciu godzinach gry wciąż mam problemy z ekwipunkiem.
Warto tutaj dodać, że w przeciwieństwie do poprzedniczki w Fallout 4 nie musimy przejmować się stanem naszego uzbrojenia i odzienia. Pistolety się nie psują, nie musimy ich naprawiać.
Ważnym elementem tej odsłony jest Power Armor, czyli pancerz wspomagany. W poprzednich grach był to po prostu element ekwipunku, który zdobywaliśmy raczej pod koniec gry. W czwórce pancerz pełni bardzo ważną rolę i jego używanie zostało znacząco wzbogacone. Nasz pierwszy pancerz zdobywamy już po niecałej godzinie gry. Pancerz znacząco zwiększa nasze statystyki i będąc w środku stajemy się chodzącym czołgiem. Ale do działania zbroja wymaga zasilania. Rdzenie zasilające można bez problemu kupić u sprzedawców, ale kosztują sporo, więc dostęp do pancerza będzie ograniczony naszymi środkami.
Nasz pancerz wspomagany, ale także bronie czy elementy ubioru możemy edytować, zmieniać ich poszczególne elementy, dodawać ulepszenia czy zmienić kolor. Każda zmiana niesie ze sobą jakieś skutki negatywne i pozytywne. Możemy np. zmienić rodzaj magazynka, co zwiększy ilość wystrzeliwanych naboi, ale zwiększy czas przeładowania. Albo wzmocnić naszą maskę, co doda jej odporności na promieniowanie, ale zwiększy jej wagę.
Oprócz ulepszania broni twórcy przygotowali inny, zupełnie nowy aspekt rozgrywki – budowę baz. po całym świecie rozsiane są miejsca, w których możemy budować nasze osady. Będziemy budować budynki, meble czy dekoracje. Do naszych osad będziemy sprowadzać mieszkańców, dla których trzeba będzie przygotować dostęp do wody, prądu czy zabezpieczyć ich domy wieżyczkami bądź strażnicami. Osadników będziemy przypisywać do różnych ról, a w miarę postępu odkryjemy możliwość tworzenia szlaków zaopatrzeniowych pomiędzy osadami.
Budowanie osad czy rozwijanie naszego sprzętu wymaga zasobów. Po raz pierwszy w historii serii sens ma zbieranie przedmiotów, bo praktycznie każdą znalezioną w świecie rzecz da się przerobić na inne składniki. Widelec da nam srebro, a złoty zegarek złoto i zębatki. Dzięki temu chomikowanie wszystkiego co znajdziemy po drodze nie jest wcale złym rozwiązaniem.
W czasie naszych przygód spotkamy wiele ciekawych postaci, z których część będzie chciało nam towarzyszyć. Naszych kompanów możemy wyposażyć w lepszą broń, wydawać im proste rozkazy czy traktować jak zwykłe muły pociągowe i przekazywać im część naszego ekwipunku.
Silniki Bethesdy jakie są każdy wie. Gry od tego studia wyglądają podobnie i pełne są różnego rodzaju błędów. Nie inaczej jest z Falloutem 4. Wielu graczy narzeka na oprawę wizualną gry. Chociaż daleki jestem od niektórych opinii to trzeba jasno powiedzieć – Fallout 4 nie jest najładniejszą grą na rynku. Oprawa graficzna miejscami wygląda ładnie, ale przez większość czasu jest raczej przeciętna. To zdecydowanie gra, w którą lepiej się gra niż ogląda.
Nie obyło się też bez błędów. Przenikanie przedmiotów, problemy z questami czy niespodziewane zamykanie gry przytrafiają się chyba każdemu. Nie występują one bardzo często, bo w czasie mojej kilku dziesięciogodzinnej przygody z grą 3 razy mi się niespodziewanie zamknęła. Gra wciąż pełna jest różnego rodzaju bugów i niedoróbek, z których większość pewnie nigdy nie zostanie załatana. Taki już urok gier od tego studia. Albo się to kocha, albo nienawidzi.
Na koniec warto wspomnieć, że twórcy zapowiedzieli wsparcie dla komputerowych modów w grze w wersji na Xboxa One. W chwili pisania tego tekstu opcja ta jest jeszcze niedostępna. Nie znamy też żadnych szczegółów jak miałoby to funkcjonować. Niestety nie wiemy czy będzie to funkcjonalność ekskluzywna, czy zawita też na PS4. Pewne za to jest to, że każdy kto kupi Fallouta 4 poprzez Xbox Live dostanie cyfrową kopię Fallouta 3 gratis. Kod zostanie przesłany do użytkownika w formie wiadomości, sama gra zaś dostępna jest na Xboxie One w formie kompatybilności wstecznej.
Fallout 4 to gra, która mnie niesamowicie pochłonęła. Spędziłem z nią kilkadziesiąt godzin i wciąż jest mi mało. Jestem świadom błędów i niedoróbek, ale nie przeszkodziło mi to wyśmienicie bawić się tym tytułem. Fallout 4 to nie jest kandydat na grę roku, ze względu na dużą wtórność i wspomniane błędy, ale paradoksalnie jest to tytuł przy którym chyba bawiłem się najlepiej w tym roku. Jeśli lubiliście Fallout 3 to czwórka was oczaruje.
Dziękujemy firmie Cenega za dostarczenie gry do recenzji.
Gameplay:
Galeria:
Dodaj komentarz